Dawno już nie robiłam samodzielnie żadnego kosmetyku. Postanowiłam więc zrobić Łagodną emulsję do mycia twarzy. Nie jest to mój pomysł. Przepis na emulsję znalazłam na blogu Lawendowo (klik). Emulsja jest łatwa do zrobienia więc nie pozostało nic innego jak przystąpić do dzieła.
Składniki emulsji:
100 g mydła,
szklanka wody destylowanej,
4 łyżki oleju ryżowego lub innego lekkiego,
3 łyżki oleju ze słodkich migdałów,
1-2 łyżki miodu,
1/2 szklanki naparu z rumianku.
W zasadzie większość składników miałam w domu. Nie miałam oleju ryżowego ale postanowiłam w jego miejsce dodać do emulsji olej lniany. Musiałam tylko dokupić w aptece wodę destylowaną. Do zrobienia kosmetyku posłużyło mi stugramowe mydło konwaliowe Alterry. O takie:
Zgodnie z przepisem zaparzyłam rumianek, wodę destylowaną podgrzałam w kąpieli wodnej i dodałam do niej starte na wiórki mydło.
Gdy mydło się rozpuściło i roztwór trochę przestygł, dodałam pozostałe składniki, wymieszałam i przelałam płyn do butelek.Podobnie jak pani Ewa z Lawendowej Farmy dodałam do emulsji trochę witaminy E. Służy ona dobrze naszej skórze i jednocześniekonserwuje tłuszcze.
Celowo część emulsji wlałam do małej, przezroczystej buteleczki, żeby pokazać jej kolor. Jest dosyć ciemna, beżowa. Myślę, że ten kolor to zasługaciemnego miodu gryczanego. Mam teraz 400 ml emulsji czyli pełną butelkę po szamponie Natura Siberica.
Nie wszystko jednak poszło gładko. Długo rozpuszczałam wiórki mydlane w kąpieli wodnej ale nie wszystkie się rozpuściły. Wyglądało to tak jakby mydła było zbyt dużo. Prawdopodobnie roztwór był już nasycony i woda nie przyjmowała więcej mydła. W tej sytuacji przecedziłam roztwór przez sitko i dokończyłam emulsję. Gdy przelana do butelki emulsja wystygła okazało się, że zgęstniała tak bardzo, że wyciśnięcie jej z butelki jest bardzo trudne. W tej sytuacji wycisnęłam na siłę około połowy emulsji do rondelka i rozpuściłam ją w kąpieli wodnej, dodałam trochę wody, miodu i olejków. Teraz emulsja jest rzadsza i bez problemu można ją wycisnąć z butelki. Zastanawiałam się co jest przyczyną takiej sytuacji. Przecież w przepisie jest wyraźnie napisane, że trzeba dać 100g mydła na szklankę wody i tak zrobiłam. Mimo to mydła było za dużo. Widać to wyraźnie jeśli porównamy moje zdjęcie rondelka z rozpuszczanym mydłem ze zdjęciem z bloga Lawendowo. Widać, że mojego mydła jest znacznie więcej. Doszłam więc do wniosku, ze tajemnica mojego niepowodzenia tkwi w mydle. Nie znam mydeł z Lawendowej Farmy, nigdy ich nie miałam. Myślę jednak, ze mydło z LFma większy ciężąr właściwy niż mydło ze sklepu jakiego ja użyłam. Prawdopodobnie100-gramowa kostka mydła z LF jest mniejsza niż sklepowa kostka o tej samej wadze.To by tłumaczyło dlaczego w moim przypadku mydła było za dużo. W przyszłości, robiąc tę emulsję, będę musiała zastosować znacznie mniej mydła np. 50 g lub... zaopatrzyć się w mydło z Lawendowej Farmy.
Najważniejsze, że mimo tych niespodzianek emulsję udało się uratować. Bardzo dobrze spisuje się jako środek do mycia twarzy. Nie wysusza skóry i pozostawia ją delikatnie natłuszczoną. Dla mnie ważne jest również to, że emulsja jest kosmetykiem całkowicie naturalnym. Prawdopodobnie jeszcze niejeden raz ją zrobię. Myślę, że jeśli ktoś jest uczulony na rumianek lub po prostu go nie lubi, to można poeksperymentować z innymi ziołami np. z nagietkiem, lawendą i z czym się komu podoba.
... czyli, jak mawiają blogerki - włosomaniaczki, kosmetyki włosowe. Nawiasem mówiąc bardzo mi się podoba określenie "kosmetyki włosowe" :) Czy uwierzycie, że kiedyś zestaw moich kosmetyków włosowych składał się "aż" z jednego szamponu? Od czasu do czasu zdarzało mi się kupić jakąś odżywkę i byłam przekonana, że to wystarczy. Oczywiście były to kosmetyki chemiczne, a na ich skład nie zwracałam wówczas najmniejszej uwagi. Ten stan trwał bardzo długo, a dokładnie do czasu gdy kilka lat temu zaczęłam stopniowo przestawiać się z kosmetyków chemicznych na naturalne.Po pewnym czasie zdecydowałam się na prowadzenie tego bloga.Wiadomo - prowadzenie bloga nieodłącznie wiąże się z czytaniem innych blogów o podobnej tematyce.Itak trafiłam również na blogi włosomaniaczek. Zobaczyłam dziewczyny prezentujące na zdjęciach swoje piękne, zadbane, długie włosy, poczytałam w jaki sposób o nie dbają i postanowiłam spróbować. No i się zaczęło... Dzisiaj mój zestaw kosmetyków włosowych wygląda tak:
Oczywiście nie jest to stały zestaw. Kupuję różne szampony, odżywki, maski gdyż chcę poznać jak najwięcej produktów. W każdym razie moja obecna pielęgnacja włosów jest o niebo lepsza niż kiedyś.
Co wchodzi w skład tej "kolekcji"?
Szampony:
JOANNA Naturia szampon z pokrzywą i zieloną herbatą. Jest to szampon z SLS-em. Myję nim włosy dwa razy w miesiącu aby dobrze je oczyścić i usunąć resztki mikstur, którymi je traktuję.
SANTE Szampon z henną. Zawiera również miód i piwo. To moja nowość, jeszcze go nie używałam.
BABYDREAM Szampon dla dzieci. Używam go do zmywania z włosów olejków wówczas, gdy aktualnie używany szampon naturalny nie radzi sobie z tym zadaniem. Pisałam o nim tu.
COSLYS Energetyzujący szampon i żel pod prysznic 2 w 1 ze zbożami. Recenzja klik.
KHADI ziołowy szampon w proszku. Jeszcze go nie używałam ale chyba wkrótce to zrobię.
URTEKRAM Ekologiczny szampon do włosów z wodorostami. Dopiero dwa razy myłam nim włosy, a więc trudno jeszcze coś powiedzieć. Zapowiada się dobrze.
Odżywki i maski:
KALLOS Maska do włosów Carota. Kilka razy ją używałam ale to zbyt mało by napisać recenzję.
FITOMED Odżywka normalizująca ekstraziołowa do włosów tłustych i skłonnych do łupieżu. Nie zachwyciła mnie ta odżywka, o czym pisałam tu. Znalazłam jednak na nią sposób i zużyję ją do końca.
HESH Maska do włosów Tulsi. Interesująca, ziołowa maska. Zużywam już drugie opakowanie. Recenzja klik.
KALLOS Maska do włosów Argan. To ten słynny argan bez arganu. Recenzja klik.
PLANETA ORGANICA Gęsta, złota, ajurwedyjska maska do włosów. To też moja nowość, jeszcze jej nie używałam.
PLANETA ORGANICA Gęsta, czarna, marokańska maska do włosów. Na moich włosach sprawdza się znakomicie. Recenzja klik.
Olejki i henna:
HESH Bhringraj olej do włosów. Bogactwo indyjskich ziół na bazie oleju kokosowego. Ciekawy olejek o ostrym, ziołowym zapachu.
NEWSKAJA KORONA Olejek łopianowy z kiełkami pszenicy i olejem jojoba. Zbyt krótko go używam żeby coś konkretnego o nim powiedzieć. Gdy zużyję go więcej będzie recenzja.
KHADI Henna jasny brąz.Gdy kilka lat temu zrezygnowałam z chemicznych farb do włosów, zaczęłam używać tej właśnie henny i jestem jej wierna do dziś. Kolor mi odpowiada, henna dobrze pokrywa siwe włosy więc jestem zadowolona i nie zamierzam z niej rezygnować.
Jak już pisałam wyżej, podziwiam piękne, długie włosy dziewczyn włosomaniaczek. Moje włosy nie są długie. Są krótkie, a właściwie bardzo krótkie. Ale kto powiedział, że o krótkie włosy nie należy dbać? Też powinny być zdrowe, zadbane, lśniące czyli, po prostu, piękne. Nie uważam się za prawdziwą włosomaniaczkę. Moja wiedza na temat pielęgnacji włosów wcale nie jest imponująca. Nie potrafię, na przykład, określić porowatości swoich włosów.Moja pielęgnacja odbywa się tak trochę po omacku, metodą prób i błędów. Ale i tak widzę efekty. Mam wrażenie, że proces przerzedzania się moich włosów został powstrzymany, a kilka razy zdarzyło mi się widzieć malutkie baby hair. Iotakie właśnie efekty chodzi.
Gdy otrzymałam propozycję testowania tych kosmetyków zgodziłam się natychmiast. Od jesieni walczę ze zmianami na mojej skórze. Stosowałam leki przepisane przez dermatologa ale pomogły tylko częściowo. Używam kosmetyków naturalnych. Niby jest poprawa ale następuje ona w wyjątkowo żółwim tempie. Zmiany, chociaż już znacznie mniejsze, nadal są, no i to dokuczliwe swędzenie...
Dzisiaj dotarła do mnie przesyłka z kosmetykami. W paczce znalazłam jedenaście produktów w pełnowymiarowych opakowaniach. To się nazywa kompleksowa pielęgnacja!
Część spośród tych kosmetyków służy do pielęgnacji ciała.
Są to: Shower & Bath Oil - olejek pod prysznic i do kąpieli, Body Cream - odżywczy i silnie nawilżający krem do ciała, Clinic Cream - odżywczy i nawilżający krem do skóry suchej i atopowej, Intensive Cream - intensywnie odżywczy i regenerujący krem do skóry suchej i atopowej, Anti-Itch Gel - łagodzący i kojący żel przeznaczony do skóry podrażnionej, Hand Cream - nawilżający, zmiękczający i ochronny krem do rąk.
Pozostałe kosmetyki przeznaczone są do pielęgnacji twarzy.
Face Wash - nawilżająca pianka do mycia twarzy, Face Cream - odżywczy i intensywnie nawilżający krem do twarzy, Face Vital Cream - wypełniający i rewitalizujący krem do twarzy. Krem przeznaczony do skóry dojrzałej, Lips & Dry Spots Balm - balsam do ust i miejscowo zmienionej, popękanej i suchej skóry, Eye Cream - ujędrniający i regenerujący krem pod oczy.
Zdaję sobie sprawę z tego, że kosmetyków DECUBAL nie można zaliczyć do produktów naturalnych. Składają się jednak z substancji przyjaznych dla skóry i składy ich są krótkie. Postanowiłam spróbować. Mam już dosyć problemów ze skórą. A nuż te kosmetyki to jest właśnie to dla mojej skóry?
Osobiście będę testowała kosmetyki do ciała, natomiast te do twarzy (oprócz Lips & Dry Spots Balm) przetestuje moja koleżanka. Dlaczego? Otóż ja mam cerę mieszaną i żadnych problemów z nią nie mam. Natomiast moja koleżanka ma cerę bardzo suchą i atopową, a więc te kosmetyki są dla niej. Producentowi chodzi o to, żeby produkty były testowane przez osoby z taką właśnie skórą. Ja ją mam na ciele, a koleżanka na twarzy.
Kosmetyki DECUBAL będą sprzedawane w aptekach. W niektórych miastach już są, w moim, niestety, jeszcze nie ma. Ważnym ich atutem jest to, że nie mają wygórowanych cen jak to często bywa z kosmetykami aptecznymi. Podoba mi się również to, że wszelkie informacje na opakowaniach napisane są w języku polskim. Tak powinno być na wszystkich importowanych kosmetykach.
Zaraz biegnę do koleżanki dostarczyć jej kosmetyki do twarzy i od dzisiaj bierzemy się do testowania. Za kilka tygodni będą recenzje.
...czyli Tonizujący olejek do masażu Passion NATURA SIBERICA.
Kupiłam ten olejek już jakiś czas temu ale go nie używałam. Wiecie dlaczego? Trochę się bałam. Kupiłam go właściwie w ciemno, bo na stronie sklepu nie był podany skład olejku. Na opakowaniu jest skład, ale napisany tak maleńkimi literkami, że nawet w okularach nie dałam rady odczytać. Pomyślałam więc, że pewnie producent ma coś do ukrycia skoro skład napisał w sposób tak trudny do odczytania.Aponieważjuż od kilku miesięcy mam spore problemy ze skórą, więc bałam się używać tego olejku. Bałam się, że może podrażnić moją jeszcze nie całkiem wyleczoną skórę. Jednak nowy kosmetyk kusił. Postanowiłam odczytać jakoś ów tajemniczy skład. Uzbroiłam się w okulary i jeszcze dodatkowo w lupę i udało się! Oto skład: Organic Oenothera Biennis (Evening Primrose) Oil (olej z wiesiołka), Rubus Arcticus Seed Oil (olej z pestek maliny arktycznej), Rosa Davurica Oil (olej z róży dahurskiej), Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil(olej z nasion winogron), Myristica Fragrans (Nutmeg) Kernel Oil (olej z muszkatołowca korzennego), Olea Europaea Fruit Oil (oliwa z oliwek), Prunus Amygdalus Dulcis Seed Oil (olej migdałowy), Simmondsia Chinensis Seeg Oil (olej jojoba), Macadamia Ternifolia Seed Oil (olej makadamia), Caprylic/Capric Triglyceride (emolient pochodzenia roślinnego), Tocopherol (witamina E).
Spodobał mi się skład olejku. Jest to mieszanina kilku wartościowych olejów i z pewnością nie może zaszkodzić skórze.
Na stronie sklepu możemy przeczytać na temat tego kosmetyku:
"Naturalny olej do masażu delikatnie pielęgnuje skórę, intensywnie ją nawilża, sprzyja aktywizacji przemiany materii w komórkach skóry. Wchodzące w skład olejki eteryczne wykazują działanie aromaterapeutyczne, nadają skórze miękkości i aksamitności. Olej z pestek Maliny Arktycznej stymuluje syntezę kolagenu, ma działanie odmładzające i tonizujące, reguluje równowagę lipidową skóry. Olej Dzikiej Róży Dahurskiej nasyca skórę witaminami, aktywizuje przemianę materii, poprawia odporność skóry. Organiczny olej wiesiołkowy odżywia, zmiękcza i nawilża skórę.
Po "rozszyfrowaniu" składu zaczęłam olejku używać. Co mogę o nim powiedzieć? Olejek zamknięty jest butelce z miękkiego tworzywa, jej pojemność to 300 ml.
Olejek jest przezroczysty, wygląda niemal jak woda. Ma bardzo ładny, delikatny, kwiatowy zapach dosyć długo utrzymujący się na skórze. Wspaniale się wchłania. Moja sucha skóra dosłownie pije go jak gąbka wodę. Oczywiście żadnej krzywdy mi nie zrobił. Wręcz przeciwnie, skóra po jego zastosowaniu jest gładka i nawilżona. Aż miło ją dotykać! Mam też wrażenie, że łagodzi swędzenie skóry. Krótko mówiąc jestem z niego bardzo zadowolona. Przyczepić się mogę tylko do jednego, a mianowicie do opakowania.
Szyjka butelki ma dosyć duży otwór i bardzo łatwo jest wylać na dłoń zbyt dużą ilość olejku. Trzeba po prostu bardzo uważać. Myślę jednak, że zalety samego olejku rekompensują ten drobny minus.
Przetestowałam już kilka róznych, rosyjskich kosmetykówale jeszcze nigdy nie miałam żadnego produktu marki PLANETA ORGANICA. Ta maska jest pierwsza.
Maska ma zapobiegać wypadaniu włosów. Ja, co prawda, nie zauważyłam u siebie nadmiernego wypadania ale kupiłam tę maskę ze względu na jej wartościowe składniki aktywne:
Sposób użycia: nanieść maskę na czyste i wilgotne włosy na całej ich długości. Pozostawić na włosach 5-10 minut. Następnie zmyć wodą.
Gęsta, czarna marokańska maska do włosów zamknięta jest w dużym (300 ml), przeźroczystym, plastikowym pojemniku. Ma ona postać gęstego kremu i wcale nie jest czarna, jak sugeruje jej nazwa, tylko ciemnozielona. Zapach określiłabym jako ziołowo - kwiatowy i raczej przyjemny.
Maskę łatwo wyjmuje się z szerokiego pojemnika. Po nałożeniu na włosy nie ścieka z nich. Po zmyciu maski włosy bardzo łatwo się rozczesują, a po wyschnięciu są mięciutkie, jedwabiste, błyszczące i wykazują wyraźnie zmniejszoną tendencję do elektryzowania się. Mimo iż maska, między innymi, nawilża włosy, to moich nie obciąża. Wręcz przeciwnie, zwiększa ich objętość. Jak dla mnie jest to jedna z lepszych masek i odżywek jakie dotychczas miałam. Ponadto producent zapewnia, że maska marokańska, podobnie jak wszystkie jego produkty, nie zawiera SLS, parabenów, substancji modyfikowanych genetycznie, oraz substancji pochodzących z przerobu ropy naftowej, a olejki i ekstrakty organiczne posiadają certyfikaty ECOCERT i ICEA.
Ta maska spodobała mi się tak bardzo, że z pewnością jeszcze niejeden raz ją kupię. Jednak zanim to nastąpi, wypróbuję inne maski tego producenta. PLANETA ORGANICA produkuje serię masek do włosów np. toskańską, tajską, ajurwedyjską. Mam nadzieję, że są one tak samo dobre jak marokańska.
Moja mydlana "kolekcja" wzbogaciła się o nowy nabytek, a mianowicie Mydło Vertus 7 Olei od FENIQII. FENIQIA MARCHAND de LIBAN to libański producent kosmetyków naturalnych, a przede wszystkim mydeł.Są one produkowane ręcznie według prastarych receptur opartych wyłącznie na naturalnych surowcach: olejach, miodzie, ziołach i przyprawach.
Mydełko otrzymałam zapakowane w skromny, bladoniebieski kartonik. Po jego otwarciu moim oczom ukazał się taki widok:
Mydlana kulka, raczej niedbale zawinięta w kawałek pergaminu z przyklejoną karteczką z odręcznym napisem w języku producenta. Może i pięknie to nie wygląda, ale widać, że mydło pakowane było ręcznie.
Po wyjęciu z opakowania mydełko prezentuje się tak:
Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się ta urokliwa, nieregularna, mydlana kulka. Jest niewielka (waży 100 g), a jej nieregularność świadczy o tym, że nie uformowała jej maszyna, tylko ludzkie ręce.
Na kartoniku, z którego wyjęłam mydło, możemy odczytać jego skład: olea europea, mel, cocos nucifera, palm olea, glycerin, olea prunus amara, olea ricineico munis, olea cumininus, sodium hydroxyde, aqua.
Po polsku: oliwa z oliwek, miód,olej kokosowy, olej palmowy, gliceryna, olej z gorzkich migdałów, olej rycynowy, olej z kminu rzymskiego, wodorotlenek sodu, woda. Skład jest jak najbardziej naturalny. Co prawda tych olejów widzę tu sześć, a nie siedem, ale, moim zdaniem, nie obniża to jakości mydła.
Ajakie Mydło Vertus 7 Olei jest w użyciu? Przede wszystkim nie jest to mydło perfumowane. Ma zapach, który bym nazwała mydlano-olejowym, ale jest to zapach bardzo delikatny. Nie mam nic przeciwko mydłom perfumowanym, ale taki naturalny zapach też lubię.
Mydełko dobrze się pieni. Wytwarza pianę, która wygląda jak każda mydlana piana. Jednak gdy rozprowadza się ją po skórze, nie można oprzeć się wrażeniu, ze jest to jakaś kremowa, natłuszczająca emulsja. Jest to bardzo przyjemne wrażenie. Po takiej kąpieli skóra jest dobrze oczyszczona ale nie wysuszona. Nie ma nieprzyjemnego uczucia ściągania i przesuszenia skóry. Myję tym mydłem twarz i całe ciało, służy mi również do higieny intymnej. Kupując je dokonałam dobrego wyboru. FENIQIA ma w swojej ofercie jeszcze inne kuliste mydełkaiteż będę chciała sukcesywnie je wypróbować. Również te perfumowane.
1. NATURA SIBERICA Organiczny Szampon do Włosów Neutralny. Bardzo dobry szampon. Jest delikatny i niesamowicie wydajny. Butelka zawiera aż 400 ml szamponu, wystarcza więc na długo. Pisałam o nim tutaj.
2. Błękitna Glinka Wałdajska. Rewelacyjna glinka na maseczki do twarzy. Wspaniale działa na skórę. Recenzja tu.
3. ARGILE PROVENCE Olej Jojoba Bio. Używałam tego oleju do twarzy i do ciała, a czasem i do włosów. Sprawdził się świetnie w każdej z tych ról. Recenzja klik . Następna butelka tego olejku (innego producenta) już stoi w łazience.
4. WILD EARTH Ziołowe Mydło Niaromatyzowane z Pokrzywą Himalajską. Jeszcze jedno egzotyczne mydło, które miałam przyjemność poznać (klik). Nadaje się do każdego rodzaju skóry, a w szczególności do skór z problemami. Byłam z niego bardzo zadowolona.
5 i 7. Próbki kremów do twarzy NeoBio i Madara. Kremiki wydały mi się fajne, ale po zużyciu pojedynczych próbek trudno coś konkretnego na ich temat powiedzieć.
I to już wszystko, co udało mi się wykończyć w styczniu. Może w lutym denkowanie pójdzie mi lepiej?