Wszystkie
wiemy jak ważne jest dokładne oczyszczanie twarzy. Bez porządnego
oczyszczania nie ma mowy o właściwej pielęgnacji cery. W moim
przekonaniu codzienne oczyszczanie (poranne i wieczorne) nie jest
wystarczające i dlatego systematycznie robię peelingi. Systematycznie
czyli przeważnie raz w tygodniu, chociaż czasem zdarza się i częściej.
Peeling usuwa nie tylko zanieczyszczenia skóry ale również martwe
komórki naskórka dzięki czemu buzia jest wygładzona i wygląda młodziej. Najczęściej używam peelingów mechanicznych. Aktualnie jest to Nagietkowy scrub do twarzy rosyjskiej marki BANIA AGAFII.
Otym kosmetyku przeczytałam: Nagietkowy scrub do twarzy stworzony do delikatnej pielęgnacji cery suchej i wrażliwej. Naturalne składniki delikatnie oczyszczają skórę, likwidują złuszczanie się naskórka, uspokajają ją i nawilżają sprawiając, że skóra staje się miękka i elastyczna. Kwiaty nagietka to naturalny scrub stworzony dla cery suchej i wrażliwej. Olej z nasion marchwi bogaty w witaminy A i C nawilżające skórę, a organiczny wosk pszczeli ochrania ją przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych.
Wprzezroczystym, plastikowym słoiczku zamknięto 100 ml peelingu. Kolor kosmetyku jest dokładnie taki jak widać na zdjęciu. W peelingu zatopione są pokruszone płatki nagietka ale nie one są głównym składnikiem ściernym. Jest nim sól. Powszechnie wiadomo, że sól wysusza skórę ale w tym przypadku tak nie jest. W składzie peelingu znajdują się oleje i gliceryna, które zapewne nie dopuszczą do przesuszenia, a poza tym peeling przebywa krótko na skórze więc sól raczej nie zdąży jej wysuszyć. Peeling ma konsystencję kremową. Moim zdaniem jest odrobinę za gęsty ale nie ma tragedii tym bardziej, że zawsze peeling aplikuję na twarz spryskaną tonikiem lub hydrolatem co powoduje jego lekkie rozrzedzenie.
Nagietkowy scrub do twarzy nie jest bardzo mocnym zdzierakiem. Jest w sam raz do delikatnej skóry twarzyi,
co najważniejsze, jest skuteczny. Mimo iż w jego składzie znajduje się masło shea i oleje, to nie jest kosmetykiem bardzo tłustym. Bardzo dobrze oczyszcza skórę
pozostawiając ją miękką, gładką i prawie bez tłustej warstwy. Jego używanie umila bardzo ładny,
kwiatowy zapach. Prawdę powiedziawszy wątpię w to, że źródłem tego
zapachu są naturalne olejki eteryczne ale nie zmienia to faktu, że
zapach bardzo mi się podoba. Po takim gruntownym oczyszczeniu cery pozostaje tylko nałożenie maseczki i buzia znacznie zyskuje na wyglądzie. Podsumowując jestem zadowolona z peelingu nagietkowego i nie żałuję, że go kupiłam.
Ten włosowy duet kusił mnie już dosyć długo. Nie oparłam mu się jednak gdy w sklepie Naturativ zobaczyłam interesującą promocję. Kupiłam te produkty (i kilka innych) taniej aż o 45%. Grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji i takim sposobem Szampon do włosów ciemnych oraz Odżywka do włosów ciemnych wpadły w moje łapki.
O szamponie producent pisze: Szampon do włosów ciemnych łagodnie myje i jednocześnie dodaje koloru włosom ciemnym. Szampon przeznaczony jest do włosów w kolorze naturalnym lub farbowanych. Również do pielęgnacji włosów siwych. Włosy ciemne stają się rozświetlone, odrobinę ciemniejsze. Znakomicie maskuje też niewielkie odrosty. Efekt rozświetlenia i pogłębienia koloru kumuluje się po wielu użyciach. Szampon naturalny, łagodny dla skóry głowy. Zawiera delikatne, roślinne środki myjące oraz nawilżającą betainę i roślinne środki wygładzające.
W składzie szamponu znajdziemy wyciągi z roślin takich jak Krameria Triandra, żarnowiec i orzech włoski. Wzmagają one intensywność koloru ciemnego i dodają refleksów. Naturalna betaina nawilża, a roślinne środki myjące łagodnie myją. Są to składniki z certyfikatem ekologicznym. 250 ml szamponu zamknięto w plastikowej butelce z praktycznym zamknięciem na klik. Szampon ma ciemny kolor kojarzący mi się z dosyć mocną herbatą. Konsystencja podobna do konsystencji większości szamponów. Zapach ziołowy, jak dla mnie bardzo przyjemny. Szampon dobrze się pieni i jest wydajny. Po jego użyciu skalp i włosy są dobrze oczyszczone. Jest delikatny i nie powoduje podrażnień skóry. Oczywiście, jak większość szamponów, ten też plącze włosy. Dlatego po umyciu włosów stosuję odżywkę.
Odżywka do włosów ciemnych to kosmetyk przeznaczony do pielęgnacji włosów o naturalnie ciemnym kolorze lub farbowanych. Kosmetyk może być stosowany również do włosów siwych. Pielęgnuje włosy, ułatwia rozczesanie i układanie. Odświeżenie koloru zapewniają wyciągi z peruwiańskiej rośliny Krameria Triandra (pastwin), żarnowca i orzecha włoskiego. Krameria Triandra i orzech włoski od wieków używane są w lecznictwie i jako barwniki. Fosfolipidy ze słonecznika pielęgnują i regenerują włosy. Odżywka przeznaczona jest do każdego rodzaju włosów, poradzi sobie świetnie ze zniszczonymi i suchymi. Nie obciąża włosów.
Odżywkę zamknięto w plastikowej butelce o pojemności 200 ml. Butelkę wyposażono w bardzo dobrze działającą pompkę. Odżywka ma postać kremu w kolorze beżowym. Zapach ziołowy ale tak słaby, że ledwo go wyczuwam. Kremowa konsystencja odżywki sprawia, że dobrze rozprowadza się po włosach i nie spływa z nich. Po spłukaniu odżywki włosy bez problemu się rozczesują. Producent zapewnia, że kosmetyk nie obciąża włosów i rzeczywiście tak jest. Nie tylko nie są obciążone ale wyraźnie odbite od nasady, co sprawia, że fryzura lepiej się układa i, po prostu, jest ładniejsza. A jak jest z obiecanym przyciemnieniem koloru? Mam włosy farbowane henną. Po użyciu szamponu i odżywki od Naturativ włosy rzeczywiście są rozświetlone i pięknie błyszczą, akolor jest bardziej wyrazisty. Mam już niewielkie odrosty (ok. 1 cm) i lada dzień będę je znów farbować. Zazwyczaj w odrostach widać, oprócz moich naturalnych, ciemnych włosów, również i siwe. Szampon i odżywka do włosów ciemnych rzeczywiście w znacznym stopniu maskują odrosty. Na pierwszy rzut oka ich nie widać. Dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się można je zobaczyć. Bardzo podoba mi się działanie tych kosmetyków. Uważam, że obietnice producenta zostały spełnione. Chyba będę wracać do tego włosowego duetu.
Maseczki
to bardzo ważna część pielęgnacji mojej twarzy. Czas biegnie
nieubłaganie, a wraz z nim postępuje wiotczenie skóry, powstaje coraz
więcej zmarszczek. W tej sytuacji nie pozostaje nic innego niż
zapewnienie skórze możliwie najlepszej pielęgnacji. Dlatego staram się
systematycznie stosować maseczki. Systematycznie czyli dwa razy w
tygodniu, w ostateczności raz w tygodniu jako niezbędne minimum.
Najczęściej maseczki przygotowuję sama, na bazie glinek z różnymi
dodatkami, które lubi i potrzebuje moja cera. Czasem jednak używam
maseczek gotowych. Przydają się gdy leń dopadnie człowieka i nie chce się kręcić maseczkowej mazi samemu. Tym razem skusiłam się na Rewitalizującą maseczkę Happy Aging od MARTINY GEBHARDT.
Producent tak pisze o tym kosmetyku: Bogata
w witaminy maska, przeznaczona do cery dojrzałej powyżej 40 roku życia.
Szlachetne oleje roślinne z migdałów, wiesiołka i pestek winogron oraz
masło shea nawilżają i wzmacniają skórę. Maska posiada silne działanie
antyoksydacyjne oraz dostarcza wysoko skoncentrowanej porcji składników
odżywczych, działając wybitnie odmładzająco i rewitalizująco. Sposób użycia:
1-2 razy w tygodniu nałożyć na skórę grubą warstwę maski, przykryć
ciepłym, wilgotnym ręcznikiem i pozostawić działaniu na około 15 minut.
Niewchłonięte pozostałości usunąć za pomocą ciepłego, wilgotnego
ręcznika.
Maseczkę
zamknięto w charakterystycznym dla marki słoiczku z grubego, białego
szkła. Po odkręceniu plastikowej zakrętki widzimy dodatkowe wieczko
dzięki któremu mamy pewność, że nikt przed nami nie korzystał z
zawartości słoiczka. Maseczka, podobnie jak większość kosmetyków tej
marki, dostępna jest w dwóch pojemnościach: 50 ml i 15 ml. Podoba mi się
takie rozwiązanie. Można kupić mniejsze opakowanie produktu, przekonać
się czy odpowiada naszej cerze i wtedy, ewentualnie, zdecydować się na
zakup opakowania pełnowymiarowego.
Maseczka Happy aging ma
bardzo bogaty skład. Czego tam nie ma! Oleje, masła, hydrolaty, mnóstwo
ekstraktów roślinnych, miód. Zresztą, przeczytajcie sami: Skład:woda,
oliwa z oliwek*, olej ze słodkich migdałów*, olej z wiesiołka**, olej z
pestek winogron**, lanolina, wosk pszczeli*, masło shea**, masło
kakaowe**, hydrolat z kwiatów pomarańczy*, hydrolat z kwiatów róży
damasceńskiej*, miód*, wyciąg z liści aloesu*, olej z owoców rokitnika
zwyczajnego*, wyciąg z marchwi*, tokoferol, wyciąg z korzenia czarnego bzu*,
wyciąg z kory magnolii, wyciąg z liści herbaty chińskiej, esencja
spagiryczna z liści aloesu*, złoto, srebro, siarka, tinktura z
wanilii**, olejek z kwiatów róży damasceńskiej**, olejek z irysa
florenckiego, geraniol***, cytronelol***.* - z upraw kontraktowanych przez Demeter, ** - z kontrolowanych upraw ekologicznych, *** - komponenty naturalnych olejków eterycznych.
Gdy
po raz pierwszy otworzyłam słoiczek moim oczom ukazał się widok jak na
zdjęciu powyżej. Olej wystąpił na powierzchnię kosmetyku. Zaniepokoiło
mnie to. Może ta maseczka jest przeterminowana? Ale nie. Na etykietce
przyklejonej do dna słoiczka widnieje data ważności: 28.05.2018. Nie ma
więc mowy o przeterminowaniu. W składzie maseczki
jest bardzo dużo olejów i pewnie dlatego oddzieliły się one od
kosmetyku. Wystarczy całość zamieszać i składniki łączą się w jednolity
krem o dosyć lekkiej konsystencji i kolorze dojrzałego banana. Ma też przyjemny zapach, który określiłabym jako kwiatowy z miodową nutą.
Producent zaleca przykrycie nałożonej na twarz maseczki ciepłym, wilgotnym ręcznikiem. Prawdę powiedziawszy nie bardzo mi się chce tak robić i stosuję maskę tradycyjnie. Myję twarz, robię peeling i nakładam maskę. Zgodnie z zaleceniem trzymam ją na twarzy 15 minut. Mamy teraz gorące lato więc nie widzę potrzeby dodatkowego dogrzewania skóry. Zaschnięcie maseczce też nie grozi ze względu na dużą zawartość olejów i maseł. W ciągu 15 minut większość maseczki się wchłania. Zazwyczaj robię maseczki wieczorem i wówczas to, co się nie wchłonęło usuwam chusteczką higieniczną i tak pozostawiam twarz na noc. Nie aplikuję już żadnego kremu ani serum, co najwyżej krem pod oczy. Rano cera jest gładka i delikatna, lekko napięta, dobrze odżywiona i nawilżona. Czasem jednak zdarza się, że (w dzień wolny od pracy) robię maseczkę rano. Wtedy nie wystarczy usunięcie resztek maseczki chusteczką gdyż skóra jest tłusta i błyszcząca. Trzeba twarz umyć i, jak zwykle, zaaplikować tonik i krem.
Dodatkowym plusem maseczki jest jej wydajność. Mam mały słoiczek (15 ml). Nakładam maseczkę dosyć grubo. Użyłam jej już trzy razy i zużyłam dopiero pół słoiczka. Spodziewałam się, że całość wystarczy mi na 2-3 razy, a tu miła niespodzianka. Krótko mówiąc odkryłam jeszcze jeden fajny kosmetyk Martiny Gebhardt. Kupić można go w tym sklepie.
Niektóre kosmetyki się skończyły, inne wkrótce się skończą, a więc zaszła potrzeba zrobienia zakupów. Zobaczcie co kupiłam.
Wsklepie Iwos kupiłam kosmetyki włosowe. Łagodny szampon do codziennego mycia włosów LAVERY kupiłam pod wpływem recenzji Anuli. Mam nadzieję, że u mnie sprawdzi się tak samo dobrze. Na Szampon do włosów przetłuszczających się KHADI miałam ochotę już od dawna, a więc postanowiłam wreszcie go wypróbować. Odżywka do włosów BIOLAVEN zebrała dużo pochwał w blogosferze, co, oczywiście, pobudziło moją ciekawość. Szampon tej marki rozczarował mnie. Mam nadzieję, że odżywka spisze się lepiej.
Druga paczuszka przyszła ze sklepu Ecco Verde. Kupiłam tam Rewitalizujący żel do mycia twarzy LOGONY. Jest to mój pierwszy kosmetyk tej marki. Mam nadzieję, że będę z niego zadowolona. Kolejnym nabytkiem jest Żel do higieny intymnej z malwą i drzewem herbacianym od TEA NATURA. Ta marka nie jest mi całkiem obca. Miałam już od nich mydełka, które bardzo dobrze wspominam. Oby żel był równie dobry. UOGA UOGA to kolejna marka dla mnie zupełnie nowa. W swoim czasie w blogosferze było dużo bardzo pozytywnych recenzji kosmetyków tej marki. Znajomość z nią rozpocznę od Nawilżającego kremu pod oczy "Green Refreshment". Do koszyka dorzuciłam jeszcze Dezodorant w kremie z bergamotką i limonką marki SCHMIDT`S. Ten dezodorant już miałam. Bardzo mi odpowiadał i z przyjemnością do niego wracam.
W ostatniej przesyłce znajdowały się nie tylko kosmetyki. Było tam też coś dla łasucha, a mianowicie dwa słoiczki miodu. Jeden zawierał Miód rzepakowy z pokrzywą, a dokładnie z dodatkiem soku z młodych liści pokrzywy. W drugim słoiku zamknięto Miód faceliowy z domieszką miodu gryczanego. Do koszyka dorzuciłam jeszcze dwie mydlane kostki: Mydło z aloesem i Mydło z pyłkiem pszczelim. Ta paczuszka pochodzi ze sklepu Ajeden. To już wszystkie nowości. Znacie te kosmetyki? Następne zakupy zrobię dopiero wtedy gdy zużyję, przynajmniej częściowo, to co mam.