Dzisiejszy dzień mogę nazwać dniem niespodzianek. Były to, rzecz jasna, niespodzianki miłe choć drobne. Pierwszą była przesyłka jaką otrzymałam od Naturalnej Zakupoholiczki. W jej rozdaniu z okazji pierwszych urodzin bloga wygrałam nagrodę niespodziankę. Dziś listonosz przyniósł przesyłkę, z której wyjęłam to:
Pyszne, czekoladowe cukiereczki zostały natychmiast skonsumowane ale co zawierała tajemnicza, błękitna paczuszka? Dotykając ją domyśliłam się, że pewnie jest to mydełko. Czy miałam rację? Zobaczcie:
Anula wiedziała co może sprawić przyjemność takiej mydłomaniaczce jak ja. Jest to mydełko z fioletową glinką Argiles du soleil. Miałam już kiedyś mydełko tej marki z glinką żółtą, o ile dobrze pamiętam. Byłam z niego bardzo zadowolona więc pewnie i to mi się spodoba. Dziękuję Ci, Naturalna Zakupoholiczko :)
Drugą, miłą niespodzianką, jaka spotkała mnie dzisiejszego dnia jest książka ABC Kosmetyki naturalnej tom 2: warzywa.
Tom pierwszy:owoce jest już w moim posiadaniu ale o tym, że ukazał się tom 2 dowiedziałam się z kilku blogów. Niestety, nie udawało mi się jej "upolować", a dzisiaj, zupełnie przypadkiem, natrafiłam na nią i, oczywiście, natychmiast kupiłam. Wystarczy z grubsza przejrzeć tę książkę żeby wiedzieć, że zapowiada się ciekawie.
Dzisiejszy dzień dobiega końca i muszę powiedzieć, że był bardzo miły. Takie sympatyczne niespodzianki urozmaicają szarą codzienność i sprawiają, że nastrój jest radośniejszy. Mogłyby zdarzać się częściej :)))
Zapewne
pamiętacie, że w swojej pielęgnacji uwielbiam stosować oleje gdyż kilka
razy już o tym pisałam. Z przyjemnością testuję coraz to nowe rodzaje
olejów, a mimo to jeszcze wiele spośród nich pozostało do poznania. Gdy
więc skontaktował się ze mną pan Piotr reprezentujący firmę JAST Surowce kosmetycznezpropozycją przetestowania oleju abisyńskiego, chętnie się zgodziłam i otrzymałam taką oto buteleczkę oleju:
Olej abisyński otrzymuje się z rośliny o nazwie modrak abisyński (Crambe Abyssinica)
rosnącej na terenach wschodniej Afryki i w rejonach śródziemnomorskich.
Obecnie roślina ta jest uprawiana np. w USA, a także, w niewielkich
ilościach w Polsce.
Olej
abisyński zawiera bardzo dużo nienasyconego kwasu erukowego, dzięki
któremu odznacza się wyjątkowymi właściwościami pielęgnacyjnymi. Szukając informacji na temat tego oleju znalazłam taki jego opis: "Zastosowany
w preparatach do pielęgnacji skóry zapewnia intensywne nawilżenie nawet
gdy skóra jest bardzo wysuszona i widoczne jest wiele zmarszczek.
Poprawia kondycję skóry, redukuje zmarszczki. Pozostawia skórę gładszą,
elastyczną i miękką w dotyku. Olej ten szybko i łatwo penetruje
naskórek, co pomaga w uzupełnieniu utraconych lipidów i jednocześnie nie
zostawia tłustego filmu." (ZSK)
Olej
otrzymałam w butelce z białego szkła. Butelka ma duży otwór więc
dozowanie było utrudnione. Przelałam więc go do innej butelki z
kroplomierzem i teraz mogę dozować go według uznania i bez zbędnego
marnotrawstwa.
Olej
abisyński jest dosyć rzadki, rzadszy niż inne oleje. Ma jasnożółtą
barwę, można ją nazwać słomkową. Jest bez zapachu, co może być ważne dla
osób nie przepadających za typowo olejowymi woniami. Odnosiłam
wrażenie, że jest to olej mniej tłusty od innych. Z początku myślałam,
że mi się to po prostu wydaje ale zrobiłam mały eksperyment.
Naolejowałam nim włosy i spróbowałam umyć je szamponem Verdesativa (klik ), który
niezbyt dobrze radził sobie ze zmywaniem olejów. Okazało się, że zmył
olej bardzo dobrze, po drugim namydleniu włosy skrzypiały pod palcami.
Chyba rzeczywiście ten olej jest mniej tłusty od innych. To
by tłumaczyło dlaczego olej abisyński jest tak dobrze wchłaniany przez
skórę. Jeśli nie przesadzimy z ilością wchłania się do matu. Używam go
do twarzy na dzień i na noc. Wieczorem solo, a rano dodaję 2-3 krople do
kremu na dzień. Pięknie się wchłania i rzeczywiście nie pozostawia na
skórze tłustej warstwy. Nie zauważyłam redukcji zmarszczek ale
rzeczywiście jest dobrym nawilżaczem i powoduje, że skóra jest gładka i
elastyczna. Używam go czasem do ciała zamiast balsamu. Przy wcieraniu go
w skórę nie odczuwa się śliskości tak charakterystycznej dla większości
olejów. Skóra jest prawie tępa i, podobnie jak na twarzy, nie pozostaje
na niej tłusta warstwa. Mnie delikatny, tłusty film na skórze nie
przeszkadza ale są osoby, które tego nie znoszą.
2-3
razy w tygodniu używam oleju abisyńskiego do olejowania włosów.
Aplikuję olej na noc, a rano zmywam szamponem i celowo nie stosuję masek
czy odżywek żeby nie maskować działania oleju. Po wyschnięciu włosy są
miękkie, gładkie i błyszczące. Miłym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że
włosy, mimo iż nie stosowałam odżywki, nie elektryzowały się nawet
wówczas gdy czesałam je plastikowym grzebieniem. Jak dla mnie jest to
świetny olej i z pewnością będzie częstym gościem w mojej łazience.
Firma JAST Surowce kosmetyczne,
od której otrzymałam olej abisyński, zajmuje się hurtową sprzedażą
naturalnych surowców kosmetycznych. Można go jednak kupić w sklepach z
półproduktami np tu lub tu. Dodatkowym atutem tego oleju jest przystępna cena. Naprawdę warto go wypróbować.
Zapraszam Was dzisiaj na rozdanie, które zorganizowałam wespół z Drogerią Naturalną ECOBELLE, amówiąc ściślej ja zajęłam się organizacją rozdania, a drogeria ECOBELLEjest sponsorem nagrody. ECOBELLE jest sklepem działającym od niedawna i kuszącym bogatą ofertą. Znajdziemy tam kosmetyki dla pań i panów, kosmetyki i inne produkty dla dzieci, ekologiczne środki czystości, kosmetyczne akcesoria i suplementy diety.
Wraz z panią Małgosią reprezentującą sklep, zastanawiałyśmy się nad wyborem produktów do rozdania i doszłyśmy do wniosku, że powinno się promować polskie marki. Dlatego nagroda składa się z kosmetyków Sylveco.
osoby prowadzące swoje blogi mogą umieścić na nich baner informujący o rozdaniu, co zapewni im dodatkowy los,
zgłosić swój udział w komentarzu pod tym postem.
I to wszystko. Prawda, że niewiele?
Rozdanie trwa od chwili obecnej do niedzieli 5 października do północy. Wynik ogłoszę w ciągu trzech dni od zakończenia rozdania czyli nie później niż 8 października.
Wzór zgłoszenia:
Obserwuję jako: Baner na blogu: tak/nie. Jeśli tak, poproszę o link. Adres e-mail:
Zapraszam do udziału.
Zupełnie bym zapomniała dodać, że drogeria ECOBELLE zaprasza czytelników mojego bloga na zakupy z rabatem 5%. Kod rabatowy NU0914, wejście przez baner w pasku bocznym bloga.
Okomórkach
macierzystych słyszała zapewne każda z nas, a także o tym, że są one
nadzieją medycyny. Możliwe, że w przyszłości i to niezbyt odległej, za
pomocą komórek macierzystych będą leczone choroby obecnie nieuleczalne.
Nie będę się rozwodzić na temat tych komórek gdyż jest to temat bardzo
obszerny, a nie jemu poświęcony jest ten post.Powiem tylko krótko, że
komórki macierzyste są to komórki posiadające zdolność nieograniczonej
liczby podziałów i różnicowania się do innych typów komórek. W komórki
macierzyste wyposażone są organizmy ludzkie, zwierzęce, a także
roślinne. I właśnie te roślinne komórki macierzyste wykorzystywane są w
najnowocześniejszej kosmetyce, a na rynku możemy znaleźć coraz więcej kosmetyków z roślinnymi komórkami macierzystymi. Jednym z nich jest Tonik z komórkami macierzystymi róży alpejskiej Intensive Care, a jego producentem jest chorwacka firma NIKEL.
Różanecznik alpejski(Rhododendron Ferrugineum) zwany również Różą alpejską
jest niezwykłą i długowieczną rośliną, występującą głównie w Alpach.
Roślina ta wspaniale przystosowała się do życia w ekstremalnych,
wysokogórskich warunkach klimatycznych i glebowych. Prawdopodobnie tym
warunkom róża alpejska zawdzięcza wyjątkowo dużą zawartość substancji
przeciwrodnikowych i przeciwzapalnych np. polifenoli, cennych dla
kosmetyki.
Jak
komórki macierzyste działają na naszą skórę? Przede wszystkim mają
wpływ na komórki macierzyste naskórka dzięki czemu skóra lepiej się
regeneruje, a co za tym idzie, wolniej się starzeje. Poza tym chronią
skórę przed działaniem środowiska zewnętrznego jak niskie i wysokie
temperatury, promieniowanie UV, zanieczyszczenia powietrza czy toksyny
pochodzenia chemicznego.
Tonik z komórkami macierzystymi róży alpejskiej jest
pierwszym kosmetykiem pochodzącym z Chorwacji jaki mam przyjemność
testować. Trafił do mnie dzięki uprzejmości pani Marty reprezentującej
sklep Ekodrogeria.
Producent tak pisze o toniku: "Przed
aplikacją każdego rodzaju kremu, serum czy olejku na skórę twarzy, szyi
i dekoltu zastosuj tonik na bazie komórek macierzystych z roślin.
Roślinne komórki macierzyste zaaplikowane codziennie rano i wieczorem
zatrzymają degenerację Twoich naturalnych komórek macierzystych skóry,
zregenerują epidermę i zatrzymają naturalne nawilżenie wewnętrzne
organizmu. Jest to rozwiązanie dla każdego typu skóry niezależnie od jej
wieku. Bardzo ważnym jest, aby tonik był używany przed nałożeniem na
skórę filtrów przeciwsłonecznych."
125
ml toniku otrzymujemy w butelce z mlecznego, półprzezroczystego
plastiku. Butelka wyposażona jest w działający bez zarzutu atomizer.
Dodatkowym opakowaniem jest kartonik.
Tonik
wygląda jak woda, ma ładny, wyrazisty zapach. Nie potrafię określić
tego zapachu słowami ale z pewnością nie jest to klasyczny zapach róży. Codziennie
rano i wieczorem, po oczyszczeniu twarzy spryskuję ją, a także szyję i
dekolt, tonikiem. Potem delikatnie wklepuję go w skórę, co nie trwa
długo gdyż tonik bardzo ładnie się wchłania. Gdy skóra jest już tylko
lekko wilgotna aplikuję krem na dzień lub olej na noc. A jak reaguje na niego moja skóra? No cóż, nie jestem w stanie stwierdzić, czy tonik zregenerował epidermę i czy spowalnia proces starzenia. Czytałam, że roślinne komórki macierzyste mogą zmniejszyć drobne zmarszczki np. wokół ust czy oczu, a zwłaszcza tzw. kurze łapki. Kurzych łapek, na szczęście, nie posiadam, ale drobne zmarszczki pod oczami tak. I wiecie co? Odnoszę wrażenie, że są trochę mniejsze niż były przed stosowaniem tego toniku. Widzę też, że zmniejszyły mi się worki pod oczami. Poza tym Tonik z komórkami macierzystymi z róży alpejskiej jest świetnym nawilżaczem, nawet kremu nawilżającego aplikuję nieco mniej niż przedtem. Krótko mówiąc jest to naprawdę świetny kosmetyk. Jest on przeznaczony do wszystkich rodzajów cery ale myślę, że przede wszystkim należy go polecić osobom ze skórą suchą lub dojrzałą.
Dodam jeszcze, że Tonik z komórkami macierzystymi róży alpejskiej zdobył prestiżową nagrodę (Złoto) na wystawie najbardziej innowacyjnych produktów kosmetycznych na świecie - USA 2012, INNOVATION.
I na koniec jeszcze skład toniku:
Tonik, a także inne kosmetyki marki NIKEL można obejrzeć i kupić w sklepie Ekodrogeria.
Kosmetyki marki ANNE MARIE BORLIND kusiły mnie od dawna tym bardziej, że czytałam pozytywne opinie o tych produktach. W końcu kupiłam Maskę do włosów Intensiv-Seide. Chciałam kupić również szampon do włosów tłustych tej marki ale, niestety, nie było go wówczas w sklepie. Zamówiłam więc samą maskę.
O masce możemy przeczytać: "Głębokie działanie olejków roślinnych: migdałowego, kukurydzianego, rycynowego regeneruje strukturę włosów i zapobiega ich rozdwajaniu. Wyciągi z alg morskich i roślinna witamina E oraz nienasycone kwasy tłuszczowe dostarczają włosom i cebulkom włosowym niezbędnych do prawidłowej pracy i wzrostu składników odżywczych. Włosy po zastosowaniu maski są idealnie gładkie, lśniące i wyraźnie wzmocnione. Poprawia się również kondycja skóry głowy i jej nawilżenie. Dla wszystkich rodzajów włosów."
Wpowyższym opisie widzimy powszechnie spotykany błąd. Jest tam mowa o działaniu olejków: migdałowego, kukurydzianego i rycynowego. Tymczasem są to oleje, a nie olejki. Nazwa "olejki" zarezerwowana jest dla olejków eterycznych. Kto jak kto, ale producenci kosmetyków naturalnych i sklepy je sprzedające powinny o tym wiedzieć.
Wróćmy jednak do maski. Otrzymujemy ją w miękkiej, plastikowej tubie o pojemności 125 ml. Tuba ma wygodne zamknięcie na zatrzask, co umożliwia otwieranie jej jedną ręką. Maska ma postać białego kremu o delikatnym zapachu, w którym wyczuwam lekką waniliową nutę. Bez problemu rozprowadza się po włosach.
Producent zaleca, aby nakładać maskę na mokre, umyte włosy, pozostawić na 5 minut i spłukać. Tak właśnie robię, pozostawiam ją na włosach może nawet odrobinę dłużej niż 5 minut. Po spłukaniu maski włosy bardzo dobrze się rozczesują i rzeczywiście są gładkie i lśniące. Trudno mi natomiast powiedzieć czy są wzmocnione. W tej kwestii jakiejś szczególnej różnicy nie zauważyłam. Zauważyłam natomiast, że po wyschnięciu włosy ładnie się układają i są lekko uniesione u nasady. Nie potrafię też stwierdzić czy skóra głowy jest lepiej nawilżona. Z całą pewnością maska jest delikatna i mojego wrażliwego skalpu nie podrażnia. Podsumowując: jest to niezły produkt ale nie zauważyłam w jego działaniu niczego szczególnego. Jest to kosmetyk dosyć drogi (42,90 zł/125 ml), a działa podobnie jak wiele znacznie tańszych masek czy odżywek.
ITALCHILE to włoska firma produkująca kosmetyki naturalne na bazie oleju z dzikiej róży (Rosa Mosqueta). Moim pierwszym kosmetykiem tej marki jest Delikatny peeling do twarzy.
Firma ITALCHILE wykorzystuje do produkcji swoich kosmetyków olej z nasion dzikiej róży rosnącej w Chile. Jest to róża rdzawa (Rosa Rubignosa) zwana też różą muszkatołową lub piżmową (Rosa Mosqueta). Skąd tyle nazw? Nazwa "róża rdzawa" pochodzi od lekko brązowo - czerwonego odcienia liści tego gatunku róży, natomiast nazwę "róża piżmowa" kwiat ten zawdzięcza swojemu zapachowi przypominającemu piżmo. Róża rdzawa wywodzi się z Europy, jest nawet uprawiana np. w Wielkiej Brytanii, natomiast w stanie dzikim porasta podnóża gór Andów w Chile. Ze względu na panujące tam specyficzne warunki klimatyczne olej z róży chilijskiej uznawany jest za najcenniejszy pod względem właściwości kosmetycznych i pielęgnacyjnych.
Olej z chilijskiej róży rdzawej ujędrnia i regeneruje skórę wnikając w jej głębsze warstwy, pobudza skórę do produkcji kolagenu, elastyny i kwasu hialuronowego. Ma działanie przeciwzmarszczkowe, wygładza skórę, likwiduje cienie i worki pod oczami. Nadaje się do pielęgnacji wszystkich rodzajów skóry.
Delikatny peeling do twarzy otrzymujemy w miękkiej, plastikowej tubie o pojemności 75 ml zamkniętej w kartoniku. Szata graficzna tuby i kartoniku zarówno tematycznie jak i kolorystycznie związana jest z różami i jest bardzo przyjemna dla oka.
Peeling ma konsystencję kremu, a więc łatwo wycisnąć go z tubki. Jest biały i zupełnie gładki. Z wyglądu wcale nie przypomina peelingu. Szorstkie drobinki wyczuwa się dopiero wówczas gdy rozetrze się w palcach trochę kremu. Są to maleńkie cząsteczki ziaren ryżu.
Peeling ma ładny delikatny zapach, którego nie potrafię określić słowami. W każdym razie nie jest to zapach różany. Składają się nań olejki eteryczne z drzewa sandałowego, palisandru, palmarozy i ylang-ylang.
Peeling rzeczywiście jest bardzo delikatny. Drobinki ryżowe są bardzo maleńkie i nie można ich zaliczyć do mocnych zdzieraków. Mimo to dobrze wywiązuje się ze swojej roli. Dokładnie usuwa zanieczyszczenia i martwe komórki pozostawiając skórę czyściutką i wygładzoną. Po wykonaniu peelingu nie zmywam go od razu. Pozostaje na skórze przez czas trwania kąpieli. Niech skóra dłużej korzysta z dobrodziejstw oleju z róży. Dopiero po kąpieli zmywam peeling, przemywam skórę tonikiem i aplikuję krem.
Naturalność peelingu ITALCHILE potwierdza ceryfikat Cosmebio, a skład kosmetyku jest taki:
Delikatny peeling do twarzy kupiłam w sklepie Ecosme gdy był on w trakcie likwidacji. Jednak Ecosme znów istnieje! W nowej szacie oferuje znacznie większy wybór kosmetyków, a na powitanie nowych klientów sklep przygotował rabat 20% na cały asortyment. Zresztą, zobaczcie sami (klik).
Gdy kilka lat temu zainteresowałam się kosmetykami naturalnymi odkryłam, między innymi, oleje. Wcześniej używałam kosmetyków chemicznych i pewnie w składzie niejednego z nich znajdował się taki czy inny olej. Tyle tylko, że wtedy nie zwracałam najmniejszej uwagi na składy kosmetyków. Uważałam, że jest to wiedza zrozumiała tylko dla osób z wykształceniem chemicznym i że nie mam szans się w tym rozeznać. Oczywiście nie śniło mi się, że można olejować włosy, wklepywać olej w twarz zamiast kremu czy też używać go w roli balsamu do ciała. Od tego czasu wiele się u mnie pod tym względem zmieniło i dzisiaj nie wyobrażam sobie pielęgnacji bez olejów. Wiele spośród nich już poznałam ale jeszcze więcej pozostaje do poznania. Moim ostatnim olejowym nabytkiem jest Olej z pestek malin.
Olej z pestek malin, który kupiłam, jest olejem tłoczonym na zimno, a to oznacza, że zachował on swoje dobroczynne właściwości. Olej ten zawiera nienasycone kwasy tłuszczowe, a mianowicie linolenowy (Omega-3) i linolowy (Omega-6). Kwasy te zapobiegają utracie wody z naskórka, mają działanie przeciwzapalne i łagodzą podrażnienia. Olej malinowy odznacza się też wysoką zawartością karotenoidów i tokoferoli, a także kwasu elagowego o właściwościach przeciwnowotworowych. Jest też naturalnym filtrem przeciwsłonecznym. Polecany jest przede wszystkim do cer suchych, podrażnionych i dojrzałych ale nadaje się też do pozostałych rodzajów cery. Po otwarciu butelki należy olej przechowywać w lodówce.
Naczytałam się tak dużo dobrego na temat tego oleju, że musiałam go wypróbować. Olej ten jest olejem lekkim. Ma barwę żółtą i lekko orzechowy zapach i taki sam smak. Używam go do pielęgnacji twarzy. Wklepuję go wieczorem w oczyszczoną i spryskaną tonikiem skórę. Olej malinowy zadziwiająco dobrze się wchłania niemal do matu, oczywiście jeśli nie użyjemy go w nadmiernej ilości. Dlatego też stosuję go również na dzień razem z aktualnie używanym kremem. Porcję kremu umieszczam w zagłębieniu dłoni, dodaję kilka kropel oleju, mieszam i tę mieszaninę wklepuję w skórę. Bardzo ładnie się wchłania i po kilku minutach spokojnie można przystępować do nakładania makijażu.
Jakie są efekty używania oleju z pestek malin? Bardzo dobre. Skóra jest bardzo dobrze nawilżona, mięciutka i promienna. Na dzień używam go prawie codziennie, natomiast na noc 3 - 4 razy w tygodniu. Podobno olej ten ma też działanie przeciwzmarszczkowe, ale na ten temat, jak zwykle, trudno mi coś powiedzieć. Być może zbyt krótko go używam, zużyłam pół buteleczki o pojemności 50 ml.
Olej kupiłam w sklepie Blisko Natury, ale można go też kupić w innych sklepach z półproduktami kosmetycznymi. Otrzymałam go w buteleczce z ciemnego szkła, a wlot butelki zamknięty jest plastikową zatyczką umożliwiającą dozowanie oleju po kropelce. Jestem bardzo zadowolona z pielęgnacji twarzy olejem z pestek malin i będzie on teraz często gościł w mojej kosmetyczce.
Sierpień dobiegł końca i pora pokazać kolejne denko. Tym razem jest to denko dwumiesięczne, za lipiec i sierpień. Gdy skończył się lipiec miałam tylko dwa puste opakowania więc nie było sensu pisać. Teraz, po dwóch miesiącach, też nie ma ich zbyt dużo, bo tylko siedem plus kilka próbek i miniaturek. Oto one:
1. FENIQIA Mydło Vertus 7 Olei - o tym mydle pisałam tutaj. Dawno, prawda? Leżała sobie resztka tego mydła więc postanowiłam wreszcie ją wykończyć. Bardzo dobre naturalne mydełko i chętnie bym kupiła je ponownie ale to się nie uda gdyż jest ono już nieosiągalne.
2. LA SAPONARIA Bio Szampon do włosów Szałwia i Cytryna - jeden z lepszych szamponów jakie miałam. Bardzo delikatny, a jednocześnie skuteczny. Radził sobie nawet ze zmywaniem oleju z włosów. Recenzję znajdziecie tutaj. Jak najbardziej zasługuje na ponowny zakup.
3. LA SAPONARIA Bio Balsam do włosów Moringa i Masło Karite - byłam bardzo zadowolona z tego balsamu. Pisałam o nim tu. Podobnie jak szampon, balsam warto kupić ponownie. Obecnie balsam ten ma trochę zmieniony skład i podobno jest jeszcze lepszy od pierwowzoru. Prawdopodobnie kiedyś go kupię i wówczas przekonam się czy rzeczywiście jest lepszy.
4. ZECHSAL Balsam magnezowy na bazie masła karite - moim zdaniem jest to kosmetyk rewelacyjny. Więcej o nim przeczytacie tutaj. Balsam z pewnością zasługuje na ponowny zakup. Przeszkodą jednak jest jego wysoka cena i dlatego ukręciłam sobie własny krem magnezowy. Przeczytać o nim możecie tu.
5. SANTAVERDE Aloe Vera Krem Medium - świetny krem. Półtłusty, a jednak lekki, i dobrze się wchłaniający. Tutaj znajdziecie recenzję. Warto kupić ponownie przy czym kosmetyki tej marki do tanich, niestety, nie należą. No cóż, wysoka jakość kosztuje.
6. NATURAL NOBLE SOAP Mydło Aleppo 16% - klasyczne mydło alep. Bardzo dobre naturalne mydło, które docenią wszyscy zwolennicy tego rodzaju mydeł. Pisałam o nim tutaj. Czy kupię ponownie? Obowiązkowo.
7. NAJEL Mydło Aleppo z różą damasceńską - kolejne alepowe mydło. Równie dobre jak klasyczne ale o zapachu złagodzonym aromatem różanym. Pisałam o nim w poprzednim poście czyli tu. Czy kupię ponownie? Jasne że tak. Bardzo lubię mydła aleppo, a więc i temu raczej nie odpuszczę.
Ito już wszystkie pełnowymiarowe kosmetyki jakie udało mi się wykończyć w lipcu i sierpniu. Zużyłam też kilka próbek i miniaturek. Próbek ci u mnie dostatek więc też postanowiłam w końcu je zużywać. Zobaczymy, jak będzie za miesiąc. Muszę przyznać, że dzięki projektowi denko moje zasoby kosmetyczne wydatnie się zmniejszyły. Z jednej strony się cieszę, a z drugiej... tak jakoś dziwnie pusto w łazienkowej szafce. Aż się prosi żeby ją czymś zapełnić :) No dobrze, żartowałam. Trzeba jednak kierować się zdrowym rozsądkiem i nie szaleć przesadnie z kosmetycznymi zakupami chociaż, muszę się przyznać, że pewne nowości już mam na oku :)