środa, 26 grudnia 2018

NAOBAY Tonik do twarzy HYDRAPLUS



     NAOBAY  to hiszpańska marka kosmetyków naturalnych o istnieniu której dowiedziałam się całkiem niedawno. W październiku składałam zamówienie w sklepie Ecco Verde i wówczas wypatrzyłam tę markę. NAOBAY jest skrótem. Pełna nazwa marki to Natural And Organic Beauty And You. Na początek znajomości skusiłam się na ich Tonik do twarzy HYDRAPLUS.




Producent tak o sobie pisze:
Jesteśmy nastawieni na ciągłe badania i rozwój nowych produktów przy jednoczesnym spełnieniu standardów certyfikowanych produktów ekologicznych. Nasze kosmetyki są naturalne i ekologiczne... Nasze pojemniki nadają się do recyklingu lub pochodzą z materiałów pochodzących z recyklingu. W przypadku drewna, którego używamy w opakowaniach produktów, jest ono certyfikowane przez FSC i również pochodzi z recyklingu odpadów z przemysłu drzewnego w naszym regionie. Nasze składniki ulegają biodegradacji, a nasze produkty nigdy nie były i nie będą testowane na zwierzętach ani nie współpracujemy z laboratoriami, które przeprowadzają doświadczenia na zwierzętach. W naszych produktach nie używamy składników pochodzenia zwierzęcego. Wierzymy, że prawdziwie naturalne produkty i produkty ekologiczne są lepsze dla naszego organizmu i środowiska.


W składzie toniku znajdziemy ciekawe substancje. Jest tam ekstrakt z korzenia prawoślazu lekarskiego. Prawoślaz łagodzi podrażnienia skóry i zmiękcza ją. Pobudza komórki skórki do regeneracji, a więc skóra może dłużej zachować młodość. Reguluje poziom nawilżenia skóry i hamuje degradację kwasu hialuronowego. Jest tu też wyciąg z owoców słodkiej pomarańczy. Działa antyseptycznie i łagodząco. Jest też doskonałym antyutleniaczem. Ekstrakt z szałwii muszkatołowej reguluje wydzielanie sebum, działa przeciwbakteryjnie i przeciwgrzybiczo. Ekstrakt z kwiatów rumianku wykazuje silne działanie przeciwzapalne, przeciwbakteryjne i przeciwgrzybicze. Wygładza wrażliwą cerę i wyrównuje jej koloryt. Ekstrakt z jabłek zmiękcza skórę, odżywia i nawilża. Działa też antyoksydacyjnie. I wreszcie sok z aloesu. Kosmetyczne działanie aloesu trudno przecenić. Jedną z jego właściwości jest zdolność do syntezy elastyny i kolagenu. Zawiera witaminy A, C i E. Te witaminy nawilżają, natłuszczają i wygładzają skórę, a witamina A posiada też zdolność zwiększenia produkcji kwasu hialuronowego w skórze.
Całkowity skład toniku jest taki:


Plastikowa butelka z drewnianą nakrętką skrywa 200 ml toniku i dodatkowo zapakowana jest w kartonik. Butelka nie jest wyposażona w atomizer. Szkoda, bo ja bardzo lubię rozpylać tonik po twarzy. W tej sytuacji przelałam tonik do butelki z atomizerem.


Tonik NAOBAY jest przezroczysty ale nie wygląda jak woda. Ma delikatne żółte zabarwienie, taki słomkowy kolor. Przyjemnie pachnie. Jest to zapach kwiatowy ale czasem mam wrażenie, że wyczuwam delikatną nutę waniliową. Po zastosowaniu toniku skóra jest czysta, gładka i miękka, gotowa na przyjęcie kremu bądź serum. Muszę jednak przyznać, że ten tonik mnie zaskoczył. Czym? Ano tym, że moja skóra pije go chciwie, dosłownie pochłania go niczym gąbka wodę. Takiego zjawiska nie zaobserwowałam po żadnym innym toniku. Jeśli spryskam skórę taką ilością toniku jak zawsze, ta zanim odstawię butelkę z tonikiem i otworzę słoiczek z kremem, to twarz jest już zupełnie sucha. Dlatego raczę ją trochę większą ilością toniku, tak,żeby krem wklepywać w lekko wilgotną skórę. Myślę, że to świadczy o naprawdę porządnym nawilżeniu skóry.


Polubiłam ten tonik. Bardzo podoba mi się jego działanie. Z pewnością zasługuje na to, żeby do niego wracać. Znacie kosmetyki NAOBAY?    

poniedziałek, 24 grudnia 2018

Boże Narodzenie 2018





  Kochani, życzę Wam spokojnych i radosnych świąt Bożego Narodzenia, wspaniałych, wymarzonych prezentów pod choinką, spotkań z rodziną i przyjaciółmi w radosnym, świątecznym nastroju. Wszystkiego najlepszego!   

czwartek, 13 grudnia 2018

Mydlane nowości



      Moje mydlane zapasy znacznie się już skurczyły i przyszła pora na ich uzupełnienie. Tak się złożyło, że niedawno, zupełnie przypadkiem, natrafiłam w internecie na kilka nieznanych mi dotychczas mydlarni. Są to małe, rodzinne manufaktury produkujące mydła i inne kosmetyki z naturalnych surowców. Wiedziałam już więc gdzie dokonam mydlanych zakupów. Tym sposobem moja kolekcja zwiększyła się o dziesięć nowych kostek. Oto one:



A teraz po kolei. Pierwsza z tych mydlarni nosi nazwę Drop of soul.



Kupiłam tu trzy mydełka: Ryżowe, Jaskółcze ziele i Prawoślaz. Czwarte mydełko o nazwie Piwna piana dostałam gratis.

Druga mydlarnia to Pracownia Dotyk Kreacji.



Z oferty tej mydlarni wybrałam dwa mydełka. Jedno nosi nazwę Konopie i Żywokost, a drugie Nagietek i Pomarańcza.

Kolejna marka to MIKUNO - Manufaktura kosmetyków.



Tu również kupiłam dwa mydełka. Jedno z nich to Naturalnie kawowe mydło do ciała, a drugie Naturalnie nagietkowe mydło do ciała.

Ostatnie dwa mydełka pochodzą z manufaktury DUAFE.



Tych mydeł nie kupiłam. Podarowała mi je Bianka. Dzięki niej mam możliwość poznania kolejnych afrykańskich mydeł. Jedno z nich nosi nazwę Neem, drugie to Aloebaobab. Kostki zapakowane są w pergamin, a ponadto każda z nich ukryta była w kolorowym, płóciennym woreczku.
Żadnego z tych mydeł jeszcze nie używałam. Jednak sądząc po ich składach mam przeczucie graniczące z pewnością, że są to bardzo dobre produkty. Mam nadzieję, że moje przeczucia okażą się zgodne z rzeczywistością.
A może Wy znacie te mydełka? 

niedziela, 25 listopada 2018

PETAL FRESH Szampon i odżywka zwiększające objętość z rozmarynem i miętą



     Miałam już kilka szamponów i odżywek od Petal Fresh. Byłam z nich zadowolona ale chyba najbardziej z wersji Tea Tree. Jakiś czas temu będąc w Rossmannie zauważyłam, że jest Szampon zwiększający objętość z rozmarynem i miętą tej marki oraz taka sama odżywka. Wiadomo, że rozmaryn i mięta dobrze działają na włosy przetłuszczające się (czyli takie jak moje), a więc kupiłam ten duet.


Nowy nabytek odłożyłam do zapasów gdyż akurat używałam innego szamponu i odżywki, a kilka dni później przeczytałam na blogu Anuli recenzję tego szamponu. Okazało się, że sprawił on Anuli sporo problemów. Na skórze głowy utworzyło się jej coś w rodzaju skorupy i doprowadzenie skalpu do porządku zajęło jej kilka tygodni. Zaniepokoiłam się. Przecież ja to "cudo" mam w zapasach i jeszcze na dodatek odżywkę. Nie dawało mi to spokoju i już następnego ranka czyli 1 listopada użyłam tego szamponu i odżywki. Używam go do tej pory czyli już ponad trzy tygodnie. Najczęściej po umyciu głowy szamponem aplikuję tę samą odżywkę ale czasem bywa tak, że mam rano bardzo mało czasu i wówczas poprzestaję na samym szamponie. Jestem posiadaczką włosów tłustych, a więc muszę je myć codziennie. Zapewne interesuje Was jak spisały się te kosmetyki w moim przypadku. Otóż zupełnie dobrze, co, rzecz jasna, mnie ucieszyło. Nic złego nie dzieje się z moim skalpem ani z włosami. Myślę, że gdyby te produkty miały mi zaszkodzić, to po przeszło trzech tygodniach używania już by się to stało.

Skład szamponu jest taki:


Skład odżywki:


Szampon i odżywka mają taki sam zapach. Odczuwam w nim rozmaryn i miętę. Zapach szamponu jest słabszy niż zapach odżywki. Włosy po zastosowaniu tych kosmetyków są dobrze oczyszczone, błyszczące i dobrze się układają. Co do obiecanego zwiększania objętości, to mam mieszane uczucia. W pewnym, niezbyt dużym stopniu objętość jest powiększona. Tyle, że ja mam włosy króciutkie. Myślę, że gdyby były dłuższe lub całkiem długie, a więc cięższe, to tego powiększenia by nie było.


Anuli ten szampon zaszkodził natomiast u mnie sprawdził się dobrze, odżywka też. Być może Anula jest uczulona na jakiś jego składnik, a może z innego powodu szampon jej nie służy. Jest to jeszcze jeden dowód na to, że nie ma kosmetyku dobrego dla wszystkich. Każdy spełnia oczekiwania jednych użytkowników, a innych nie. Jednym służy, innym szkodzi. Dlatego właśnie uważam, że każdy kosmetyk należy przetestować na sobie gdyż każdy z nich może na nas działać inaczej niż na inne osoby.    

sobota, 17 listopada 2018

ABSOLUTE ORGANIC Serum liftingujące pod oczy


 
     Skóra wokół oczu jest bardzo cienka i delikatna, a więc podatna na podrażnienia. Łatwo też powstają na niej zmarszczki. Żeby temu zapobiec i utrzymać ją jak najdłużej w dobrym stanie należy zapewnić jej staranną pielęgnację. Dlatego już od dłuższego czasu dbam o to żeby w mojej łazience zawsze znajdował się kosmetyk do pielęgnacji tej skóry. Aktualnie używanym przeze mnie produktem jest Serum liftingujące pod oczy izraelskiej marki ABSOLUTE ORGANIC.



Producent tak opisuje kosmetyk:
Aktywne serum pod oczy przeciwdziałające starzeniu się skóry wokół oczu zawiera kompleks Easyliance, który jest w 100% naturalnym składnikiem dającym szybkie efekty - w szczególności na tzw. "kurzych łapkach" w okolicach oczu i policzków. Ponadto serum wzbogacone zostało o szałwię jako organiczne źródło roślinnych kwasów Omega 3 i Omega 6 oraz Nectapure, które stanowi mieszankę Buddleja Davidii (krzak motylowy) i Thymus Vulgaris (tymianek pospolity) znane na całym świecie jako ekstrakt z roślin pochodzących z Alp Szwajcarskich, starannie dobieranych ze względu na ich właściwości oddziałujące przeciw szkodliwemu efektowi zanieczyszczenia skóry i ochrony jej przed stresem tlenowym.



Estetyczna buteleczka z matowego szkła z dozownikiem zawiera 30 ml serum. To dużo jak na kosmetyk pod oczy. Opakowania tego typu kosmetyków mają często znacznie mniejszą pojemność np. 15 ml. Uzupełnieniem opakowania jest kartonik na którym znajdziemy skład kosmetyku i inne potrzebne informacje.
Serum ma konsystencję zbliżoną do żelowej i delikatny, ziołowy zapach. Jest niesamowicie wydajne. Na aplikację wokół oczu wystarczą dosłownie dwie małe kropelki. Skład serum jest taki:



Do zakupu tego serum skusił mnie właśnie skład. Podoba mi się mi się to, że nie ma w nim wody, a na pierwszym miejscu w składzie jest sok z aloesu. Są też inne wartościowe składniki jak ekstrakty ziołowe, olej Sacha Inchi, olej jojoba, oliwa z oliwek, a także kwas hialuronowy, skwalan i witamina E. Olej Sacha Inchi (zwany też Inca Inchi) zawiera dużo nienasyconych kwasów tłuszczowych i antyoksydanty w postaci witamin A i E. Działa na skórę odmładzająco, przeciwzapalnie i regenerująco. Zalecany jest zwłaszcza do pielęgnacji skóry dojrzałej i przesuszonej. Spowalnia też proces powstawania zmarszczek.



Dwie małe kropelki serum nakładam pod oczy i delikatnie wklepuję je na skórę pod oczami i górną powiekę aż do łuku brwiowego. Serum szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej ani lepkiej warstwy. Jak najbardziej nadaje się pod makijaż. Na serum nie nakładam już kremu. Myślę, że delikatnej skóry pod oczami nie należy obciążać warstwami kosmetyków i poprzestaję na serum. Używam je codziennie rano ale dosyć często też wieczorem. Serum sprawia, że skóra jest dobrze nawilżona i delikatnie napięta. Kosmetyk, rzecz jasna, nie likwiduje zmarszczek ale sprawia, że są one mniej widoczne. Zresztą, nie wierzę, że jakikolwiek kosmetyk jest w stanie zlikwidować zmarszczki. Mnie działanie tego serum zadowala i uważam, że jest to bardzo dobry kosmetyk.

  
Cenię kosmetyki marki ABSOLUTE ORGANIC. Miałam już od nich masło do ciała (klik) i krem do rąk (klik). Były to bardzo dobre produkty. Jednak z przykrością stwierdzam, że kosmetyki Absolute Organic znikają z polskich sklepów internetowych. Niektóre sklepy mają tylko po 2-3 produkty tej marki, inne nie mają ich wcale. Mam nadzieję, że jest to sytuacja przejściowa i że te, naprawdę dobre, kosmetyki wrócą do polskich sklepów.       

piątek, 19 października 2018

MORZE MYDŁA




       MORZE MYDŁA to mała, rodzinna manufaktura kosmetyczna w Świnoujściu. Właściciele tak o niej piszą: Morze Mydła to niepowtarzalne receptury, najwyższej jakości surowce ale przede wszystkim pasjonujące rzemiosło, którego efektem jest odrobina naturalnego luksusu w czasach masowej produkcji. Wierzymy w to co naturalne i nie uznajemy kompromisów w kwestii sztucznych aromatów, barwników i wypełniaczy, a drzemiąca w nas pasja sprawia, że ciągle się rozwijamy i eksperymentujemy niezmiennie inspirując się naturą.
Jakiś czas temu kupiłam trzy mydełka tej marki, a mianowicie kostki o nazwach: Lawenda i Pokrzywa, Nagietek i Rumianek oraz mydło Rokitnik.



Mydełka, jak to zazwyczaj u mnie bywa, musiały trochę poczekać w kolejce ale w końcu doczekały się swojego miejsca w łazience. Jako pierwsze wzięłam do użytku mydło Nagietek i rumianek.



Skład mydła po polsku ze strony sklepu: Woda, nierafinowany i organiczny olej kokosowy, olej rzepakowy, oliwa z oliwek pomace, kozie mleko, organiczne masło shea, nierafinowany olej słonecznikowy, wodorotlenek sodu, olej rycynowy, wosk pszczeli żółty, koszyczek rumianku (w postaci naparu), koszyczek nagietka (w postaci naparu i płatków), organiczny ekstrakt z rozmarynu w oleju rzepakowym (naturalny antyoksydant).



Mydełko Nagietek i rumianek rewelacyjnie się pieni. Wytwarzana przez nie piana jest aż gęsta i kremowa. Czytałam gdzieś, że bardzo dobrze pienią się mydła zawierające w swoim składzie olej kokosowy, a tu ten olej jest na drugim miejscu składu, zaraz po wodzie. Wygląda na to, że jest go najwięcej ze wszystkich olejów użytych przez producenta do wytworzenia tej kostki. Mydełko ma bardzo delikatny zapach, określiłabym go jako mydlano-ziołowy. Producent poleca je alergikom i posiadaczom skóry wrażliwej. Ze względu na delikatność tego mydełka poleciłabym je także do mycia małych dzieci.
Jako drugie na łazienkowej mydelniczce wylądowało mydło Lawenda i pokrzywa.



Skład mydła: Woda, nierafinowany i organiczny olej kokosowy, olej rzepakowy, oliwa z oliwek pomace, kozie mleko, organiczne masło shea, nierafinowany olej słonecznikowy, wodorotlenek sodu, olej rycynowy, francuska glinka zielona, wosk pszczeli żółty, lawendowy olejek eteryczny, liść pokrzywy (w postaci naparu), paczulowy olejek eteryczny, organiczny ekstrakt z rozmarynu w oleju rzepakowym (naturalny antyoksydant) oraz Linalool, Limonene, Geraniol czyli naturalnie występujące składniki olejków eterycznych.



Producent pisze, że Mydło Lawenda i Pokrzywa to zielony detox czyli doskonałe połączenie mineralnego bogactwa francuskiej, zielonej glinki, odżywczych olei roślinnych i koziego mleka z naparami ziołowymi. Poleca to mydło osobom o skórze wrażliwej i problematycznej ze skłonnością do przetłuszczania się. To mydełko również doskonale się pieni, a jego zapach też kojarzy mi się z ziołami. Jest on jednak inny niż zapach poprzedniej kostki i bardziej wyraźny.
Trzecia kostka to Mydło rokitnik.



Skład mydła: Nierafinowany i organiczny olej kokosowy, woda, olej rzepakowy, organiczne masło shea, kozie mleko, nierafinowany olej słonecznikowy, wodorotlenek sodu, olej z owoców rokitnika, olej rycynowy, oliwa z oliwek pomace, wosk pszczeli żółty, geraniowy olejek eteryczny, paczulowy olejek eteryczny, rozmarynowy olejek eteryczny, płatki bławatka, organiczny ekstrakt z rozmarynu w oleju rzepakowym (naturalny antyoksydant) oraz Citronellol, Geraniol, Limonene, Linalool czyli naturalnie występujące składniki olejków eterycznych.



Mydło Rokitnik ma piękny, pomarańczowy kolor który zawdzięcza olejowi z rokitnika. Podobnie jak dwa poprzednie mydełka pieni się wspaniale ale jego piana nie jest biała tylko żółta. Jest to taki delikatny i przyjemny żółty kolor. To chyba też zasługa oleju rokitnikowego. Spośród wszystkich trzech kostek mydło rokitnik ma najbardziej wyrazisty zapach, który, niestety, nie zachwyca mnie. Jednoznacznie kojarzy mi się z apteką ale, na szczęście, nie pozostaje długo na skórze.

Mydełka opakowane są w folię (szkoda, że nie w papier) i owinięte papierowymi opaskami z przyjemną dla oka grafiką i ze wszystkimi potrzebnymi informacjami. Każda kostka ma na jednym boku wyraźne nierówności. Domyślam się, że mają one symbolizować wzburzone morskie fale.
Porównując składy tych mydełek można zauważyć, że w każdym z nich znajdują się te same oleje: kokosowy, rzepakowy, słonecznikowy i oliwa z oliwek pomace. Poza tym takimi stałymi składnikami są: wosk pszczeli i mleko kozie. Wygląda na to, że jest to taka baza podstawowych składników. Producent łączy je z różnymi dodatkami np. z innymi olejami, ekstraktami i maceratami ziołowymi, z różnymi olejkami eterycznymi,  z glinką,  czy z kakao i masłem kakaowym  i w ten sposób uzyskuje różne mydełka. Mydlarnia Morze Mydła produkuje jeszcze jedno mydełko o nazwie Czekolada i Mięta i tam właśnie dodane jest kakao i masło kakaowe ale tego mydła jeszcze nie miałam.



Przetestowałam już wszystkie trzy mydełka i muszę powiedzieć, że spodobały mi się. Jak już wspomniałam wszystkie obficie się pienią. Uwielbiam tę ich gęstą, kremową pianę. Myję nimi ciało i twarz, używam też ich do higieny intymnej. Wszystkie są delikatne ale za najdelikatniejsze uważam mydło Nagietek i Rumianek. Bardzo dobrze oczyszczają skórę. Nie wysuszają jej, a to jest dla mnie bardzo ważne gdyż mam na ciele właśnie suchą skórę i dodatkowe wysuszenie raczej nie jest jej potrzebne. Lubię też myć nimi twarz. Tu również nie wysuszają skóry i nie powodują uczucia ściągnięcia. Pozostawiają cerę czystą i gładką, gotową na przyjęcie kosmetyków pielęgnacyjnych. Są to naprawdę dobre mydła i z pewnością do nich powrócę. Kupiłam je w internetowym sklepie producenta
Znacie mydła tej marki?      

czwartek, 11 października 2018

Kilka kosmetycznych nowości



     Moje kosmetyczne zapasy systematycznie się zmniejszają i jestem z tego bardzo zadowolona. Kupuję teraz kosmetyki rzadziej i w mniejszych ilościach gdyż uważam, że gromadzenie nadmiernych zapasów nie ma sensu. Jednak czasem trzeba coś dokupić i tak właśnie uczyniłam. Dzisiaj kurier przyniósł mi paczuszkę z taką oto zawartością:



Kupiłam tylko te kosmetyki, które już się skończyły lub wkrótce się skończą. Włoską markę BIOFFICINA TOSCANA częściowo już poznałam. Uważam, że są to produkty godne uwagi i dlatego skusiłam się na Delikatny żel do mycia. Producent zapewnia, że żel można używać do mycia ciała, twarzy i do higieny intymnej. Zamierzam używać go głównie do higieny intymnej ale pewnie ciało i twarz też czasem nim umyję. LAVERA to marka popularna wśród zwolenniczek naturalnej pielęgnacji ale ja znam ją słabo. Od kilku lat używam pudru sypkiego tej marki (klik), a poza tym miałam jeden z kremów do rąk (klik), szampon i odżywkę z wyciągiem z kwiatów chmielu (klik), (klik) oraz łagodny szampon Basis Sensitiv (klik). Z tego ostatniego szamponu byłam wyjątkowo zadowolona postanowiłam więc poznać inne produkty z tej linii. Kupiłam Krem nawilżający do twarzy z koenzymem Q10 i Krem do rąk z bio-olejem migdałowym i bio-masłem shea. Kolejny produkt to Tonik do twarzy HydraPlus hiszpańskiej marki NAOBAY. Nie miałam jeszcze kosmetyków od NAOBAY i chyba nie miałam jeszcze żadnych hiszpańskich kosmetyków jeśli dobrze pamiętam. Tonik zawiera sok z aloesu i ekstrakt z prawoślazu. Mam nadzieję, że moja cera go polubi. Ostatni kosmetyk to Aloe Vera emulsja pielęgnacyjna do skóry wrażliwej i zmęczonej od MARTINY GEBHARDT. Miałam już tę emulsję i pisałam o niej tu. Bardzo podobało mi się jej działanie i dlatego postanowiłam do niej wrócić. Lubię czasem wracać do sprawdzonych, dobrej jakości kosmetyków, a ta emulsja (i parę innych produktów tej marki) z pewnością na to zasługuje.
Znacie te kosmetyki? 

sobota, 6 października 2018

NATURA SIBERICA Naturalny ujędrniający krem do ciała z ostem szkockim i jodłą syberyjską



       Każdy kto tu zagląda wie, że mazideł do ciała zawsze u mnie dostatek, a to ze względu na moją suchą skórę. Tym razem na łazienkowej półce króluje Naturalny ujędrniający krem do ciała z ostem szkockim i jodłą syberyjską marki NATURA SIBERICA.



NATURA SIBERICA we współpracy ze szkockim rezerwatem ALLADALE produkuje linię kosmetyków z ekstraktem z dzikiego ostu szkockiego i z ekstraktem z jodły syberyjskiej. Tak o tym pisze:
Dziki rezerwat Alladale to obszar o powierzchni 100 km2, położony w sercu gór północnej Szkocji. Teren ten, mądrze zarządzany zgodnie z mocnym postanowieniem ochrony i odbudowy, to dom wiodących projektów, łącznie z polityką "ponownego dziczenia", aby przywrócić pierwotną florę i faunę dla naturalnego świata i przyszłych pokoleń. www.alladale.com. Inspirację zaczerpnęliśmy z naturalnego piękna dzikiego rezerwatu Alladale, dzikiego schronienia w górach północnej Szkocji. Krem ten, stworzony, aby ujędrnić skórę, zawiera oset, symbol Szkocji oraz dziką, organiczną jodłę syberyjską z organicznej farmy w Chakasji. Ekstrakt z ostu głęboko nawilża skórę, zaś ekstrakt z jodły syberyjskiej daje jej zastrzyk witamin. Rozpieść Twoją skórę i spraw, że będzie miękka i jedwabista.



Krem otrzymujemy w dużym, plastikowym słoiku zapakowanym dodatkowo w kartonik. Słoik jest duży gdyż mieści 370 ml kremu, a to wcale niemało. Po odkręceniu wieczka okazało się, że producent zastosował dodatkowe zabezpieczenie z folii aluminiowej. Dzięki temu mamy pewność, że nikt przed nami kremu nie używał.



Krem NATURA SIBERICA jest kosmetykiem o lekkiej, kremowej konsystencji. Bardzo łatwo rozprowadza się po skórze i całkowicie się wchłania, a to oznacza, że nie pozostawia tłustej czy lepkiej warstwy. Po aplikacji kremu można od razu się ubierać bez obaw, że kosmetyk poplami ubranie. Trzeba tylko uważać żeby nie nałożyć na skórę zbyt dużo kremu gdyż wtedy się maże i trzeba poświęcić więcej czasu na jego wmasowanie. Przekłada się to na jego wydajność. Używam tego kremu już dwa miesiące i dotarłam dopiero do połowy słoika.



Krem bardzo dobrze nawilża i odżywia skórę i rzeczywiście czyni ją miękką i jedwabistą. Jestem z jego działania bardzo zadowolona. W swoim składzie ma pozycję Parfum, jego zapach jest świeży, może trochę też kwiatowy. Trudno to ocenić gdyż ta woń jest tak słaba, że ledwo wyczuwalna. Nie przeszkadza mi to oczywiście. Najważniejsze jest dla mnie dobre działanie kosmetyku, a ten działa świetnie.
Skład kremu (INCI): Aqua, Cetearyl Alcohol, Octylodecanol, Glycerin, Glyceryl Stearate, Butyrospermum Parkii Butter, Coco-Caprylate/Caprate, Caprylic/Capric Triglyceride, Cirsium Flower/Leaf/Stem Extract, Tocopherol, Abies Siberica Needle Extract**, Geranium Sibiricum Extract**, Pinus Pumila Needle Extract**, Rosa Canina Fruit Oil*, Sodium Stearoyl Glutamate, Xanthan Gum, Parfum, Citric Acid, Benzyl Alcohol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Dehydroacetic Acid, CI77492, Limonene, Linalool.
* - składniki pochodzące z rolnictwa ekologicznego,
**- ekstrakty z dziko rosnących roślin syberyjskich.
Krem jest kosmetykiem wegańskim i posiada certyfikat Soil Association Cosmos Natural.  

piątek, 21 września 2018

Peeling do ciała arbuzowy DIY



     Zrobiłam kolejny peeling owocowy. Robiłam już peeling cytrynowy i pomarańczowy, a tym razem jest arbuzowy. Wszystkie te owocowe peelingi robię na bazie tego  przepisu dowolnie go modyfikując. Jest to peeling cukrowy i prezentuje się tak:



Najpierw ukroiłam plaster arbuza, usunęłam z niego wszystkie pestki, pokroiłam w kostkę i zmiksowałam. Jak wiadomo arbuz zawiera bardzo dużo wody, a więc po zmiksowaniu konsystencją przypominał sok. Wlałam część soku do miski, w której znajdował się przygotowany wcześniej cukier, dodałam płynny olej kokosowy i wymieszałam. W tym momencie peeling był już właściwie gotowy. Jednak brakowało mi w nim zapachu. Lubię pachnące peelingi. Arbuz nie posiada wyraźnego zapachu, a po zmieszaniu z cukrem i olejem kokosowym był prawie bezwonny. Dodałam więc do niego cytrynowy olejek eteryczny dzięki czemu ładnie i świeżo pachnie. Oprócz tego dodałam jeszcze trochę witaminy E i trochę D-pantenolu czyli prowitaminy B5. W ten sposób zwiększyłam jego właściwości pielęgnujące.



Peeling, który zrobiłam nie zmieścił się w moim półlitrowym słoiczku, a więc to, co się nie zmieściło włożyłam do drugiego, mniejszego słoiczka ale zanim to zrobiłam dodałam do niego trochę zmielonych pestek malin, które dostałam kiedyś jako gratis do półproduktowego zamówienia. Peeling zmienił trochę kolor i wygląda tak:



Wiecie, co mnie zaskoczyło w tym peelingu? Jego kolor. Byłam pewna, że skoro miąższ arbuza jest czerwony, to peeling będzie różowy. Tymczasem po zmieszaniu zblendowanego arbuza z pozostałymi składnikami wyszedł pomarańczowy. Kolor jest bardzo ładny ale bardziej kojarzy się z marchewką lub dynią niż z arbuzem, a ten z dodatkiem pestek z malin zmienił kolor na taki trochę rudy. Peeling jest trochę rzadszy niż zazwyczaj, a to dlatego, że wlało mi się trochę za dużo zmiksowanego arbuza. Najważniejsze, że nie jest przesadnie rzadki i doskonale spełnia swoją rolę. Ten z pestkami malin nie jest silniejszym zdzierakiem od drugiego, być może dałam za mało tych pestek. Jednak każdy z nich bardzo dobrze oczyszcza skórę i jestem z nich zadowolona. Mam jeszcze inne pomysły na peelingi owocowe ale zanim je zrobię muszę najpierw zużyć te.


  

niedziela, 16 września 2018

VENUS NATURE Błoto termalne z zieloną glinką i organiczną siarką



     Będąc niedawno w Rossmannie zauważyłam na jednej z półek produkty polskiej marki VENUS NATURE. Były to półprodukty i skusiłam się na trzy z nich. Kupiłam tytułowe błoto termalne oraz wodę z płatków róży i olej z pestek moreli. Wody i oleju jeszcze nie używałam, dotychczas zapoznałam się tylko z błotem termalnym.


Producent tak pisze o tym błotku:
Naturalne błota termalne są bogatym źródłem minerałów takich jak: krzem, magnez, wapń, tytan, żelazo, siarka, sód oraz potas. Dzięki ich właściwościom skóra odzyskuje elastyczność. Błota stymulują naturalny system regeneracji naskórka, oczyszczają, łagodzą zaczerwienienia i stany zapalne oraz zapobiegają ich powstawaniu. Dodatkowo błota mają wysoką zdolność absorpcyjną, a dzięki wysokiej zawartości siarczanu glinu, działają zabliźniająco na rany i inne dolegliwości skórne. Chcąc wzmocnić ich działanie produkty zostały wzbogacone o zieloną glinkę wykazującą właściwości antyseptyczne i odżywcze. Stosowana na skórę wchłania zanieczyszczenia, usuwa z niej toksyny, wygładza naskórek delikatnie go złuszczając. Produkt może być używany do wszystkich typów cery zwłaszcza tłustej, trądzikowej i zanieczyszczonej.


50 g sproszkowanego błota i glinki zamknięto w plastikowym słoiczku z metalowym wieczkiem. Słoiczek wyposażono w jeszcze jedno, dodatkowe wieczko plastikowe chroniące produkt przed rozsypaniem np. przy zbyt energicznym odkręcaniem wieczka metalowego. Całość zapakowano w kartonik.


Producent zaleca używanie błota termalnego do wykonywania własnych masek do ciała i do twarzy. Ja robię z niego tylko maseczki do twarzy. Do miseczki wsypuję 2-2,5 łyżeczki błota i dodaję hydrolat w takiej ilości, żeby po wymieszaniu uzyskać papkę, do której dodaję jeszcze żel aloesowy i olej. Często robię maseczki z glinek i zawsze dodaję do nich trochę oleju. Dzięki temu maseczka nie zasycha na twarzy i jednocześnie jest wzbogacona o pielęgnacyjne właściwości oleju. Nakładam maskę na oczyszczoną twarz i trzymam ok. 15 minut.


Do maseczki widocznej na zdjęciu dodałam oleju arganowego. Mimo to maseczka, w przeciwieństwie do tych glinkowych, zasycha na twarzy. W ciągu 15 minut spryskuję ją hydrolatem lub tonikiem 2-3 razy. A jak działa? Mimo iż nie mam cery tłustej ani trądzikowej, to ta maseczka całkiem dobrze się u mnie sprawdza. Świetnie oczyszcza pory skóry i pozostawia ją w bardzo dobrym stanie. Cera jest gładka i delikatna, nawilżona i odżywiona. Prawdę mówiąc bardzo podobne efekty uzyskuję dzięki samorobionym maseczkom glinkowym. Być może na cerze tłustej lub trądzikowej efekty byłyby bardziej spektakularne ale ja jestem zadowolona z jej działania.
Skład produktu jest bardzo krótki. Oto on (INCI): Illite, Silt.


Jak już pisałam wyżej błoto termalne i glinka są sproszkowane, a właściwie to mają postać pudru. Pomyślałam więc, że ciekawe jakby się ten produkt spisał w charakterze pudru sypkiego do twarzy. Nie pozostało mi więc nic innego jak to wypróbować. Tak też zrobiłam i okazało się, że jest to bardzo fajny puder. Idealnie matuje twarz. Obawiałam się, że może cera będzie wyglądała na zszarzałą ale tak nie jest, a jeśli jest, to w bardzo niewielkim i prawie niezauważalnym stopniu. Żeby tego wrażenia uniknąć zmieszałam odrobinę błotnego proszku z taką samą ilością pudru bambusowego i wyszedł bardzo fajny, dobrze matujący puder do twarzy. Zupełnie przypadkiem znalazłam dla błota termalnego z zieloną glinką zupełnie inne zastosowanie niż przewidział producent. Ale to tylko taki eksperyment dla zaspokojenia ciekawości. Z błotka przede wszystkim robię maseczki do twarzy.
Znacie kosmetyki Venus Nature?      

poniedziałek, 3 września 2018

DWORZYSK Mydło lawendowe



        W naszym kraju powstaje coraz więcej małych, rodzinnych mydlarni. Przybywa ich niczym grzybów po deszczu. Jako zdeklarowaną mydłomaniaczkę bardzo mnie to cieszy gdyż jest coraz większy wybór naturalnych mydeł w kostkach. Jedną z takich mydlarni jest Dworzysk. Powstała w Puszczy Knyszyńskiej na Podlasiu, a jej nazwa pochodzi od nazwy miejscowości, w której się znajduje.
Będąc na warszawskich targach Ekocuda w kwietniu ubiegłego roku kupiłam Mydło lawendowe marki Dworzysk. Leżało w zapasach długo, bo prawie półtora roku ale w końcu doczekało się miejsca na łazienkowej mydelniczce.



Producent tak pisze o tym mydełku:
Mydło przygotowane z najwyższej jakości naturalnych składników. Ekstrakt z lawendy działa na skórę odmładzająco i odprężająco. Ma on silne właściwości antyseptyczne i przeciwbakteryjne. Olejek lawendowy jest polecany do każdego rodzaju skóry. Oczyszczające właściwości lawendy uzupełniliśmy łagodzącym działaniem różowej glinki francuskiej.



Mydło lawendowe Dworzysk to niewielka, ważąca 110 g, kostka opakowana w szary papier i przewiązana cienkim sznureczkiem. Podoba mi się takie ekologiczne opakowanie. Znajdziemy na nim, oczywiście, wszystkie potrzebne informacje.



Mydełko ma kolor zbliżony do tego na zdjęciach, a w jednym z boków kostki zatopione są suszone kwiaty, a właściwie pąki kwiatów lawendy. Wygląda to interesująco ale w trakcie zużywania kostki pączki stopniowo wypadają, co jest zjawiskiem naturalnym.
Mydło wspaniale się pieni. A jak pachnie? Pachnie lawendą ale jest to zapach lawendy w duecie z wonią mydła. Takiego prawdziwego, naturalnego mydła. To połączenie zapachów bardzo mi się podoba i, po prostu, kojarzy mi się z czystością. Uwielbiam te chwile gdy ta pachnąca, kremowa i niemal gęsta piana otula moją skórę. Po takiej kąpieli skóra jest dobrze oczyszczona ale nie przesuszona. Myję tym mydłem całe ciało ale i twarz. W charakterze myjadła do twarzy ta lawendowa kostka też spisuje się bez zarzutu. Nie wysusza cery i nie powoduje uczucia ściągnięcia. Jest też świetnym środkiem do higieny intymnej.


Skład mydła: olej kokosowy, oliwa z oliwek, masło shea, olej lniany, olejek eteryczny lawendowy, glinka różowa, kwiat lawendy wąskolistnej.

Nie spodziewałam się, że ta lawendowa kostka tak mnie zauroczy. W przeciwnym wypadku nie leżałaby tak długo w zapasach. Teraz mam ochotę na wypróbowanie pozostałych mydełek z mydlarni Dworzysk. A Wy znacie mydełka tej marki?   

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

OnlyBio Szampon do włosów przetłuszczających się



     Kosmetyki OnlyBio znałam tylko z widzenia tzn. widziałam je w niektórych sklepach internetowych i czytałam ich recenzje na kilku blogach. Pewnego razu byłam w stacjonarnym sklepie zielarskim i tam zobaczyłam produkty tej marki. Skusiłam się na Szampon do włosów przetłuszczających się.



Kosmetyki OnlyBio produkuje polska firma Laboratorium Naturella. Bardzo ważnym składnikiem kosmetyków oraz środków czystości tej marki jest biorafinowana surfaktyna z rzepaku. Biosurfaktyna jest całkowicie naturalną i wysoko wydajną substancją myjącą. Ważną rolę w składzie tych produktów odgrywa też olej słonecznikowy. Zawarte w nim antyoksydanty zapobiegają starzeniu się skóry, wzmacnia włosy i dodaje im blasku. Reguluje też pracę gruczołów łojowych. Wszystkie produkty OnlyBio są całkowicie biodegradowalne, a więc  bezpieczne dla środowiska i większość z nich posiada certyfikat ECOCERT.



Producent tak pisze o szamponie:
Wytwarzana przez mikroorganizmy, naturalna biosurfaktyna z rzepaku skutecznie i delikatnie myje skórę i włosy, wytwarza pianę działa antyseptycznie. Fitosterole odżywiają i chronią włosy przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi, łagodzą podrażnienia i pomagają zatrzymać wilgoć w skórze głowy. Olej ze słonecznika ogranicza wydzielanie sebum przez gruczoły łojowe skóry głowy, przyspiesza regenerację i gojenie mikrouszkodzeń oraz stymuluje wzrost włosów i uelastycznia, przez co stają się puszyste i miękkie. Bez niepożądanych: SLS, SLES, parabenów, PEG-ów, silikonów, parafin, olejów mineralnych, barwników, syntetycznych kompozycji zapachowych, fosforanów, substancji petrochemicznych i zwierzęcych. Testowany dermatologicznie. Biodegradowalny. Produkt wegański.
98,95 % składników pochodzenia naturalnego.



250 ml szamponu zamknięto w butelce z grubego, ciemnego, matowego szkła. Butelka wyposażona jest w pompkę. Po raz pierwszy trafiłam na szampon w szklanej butelce, dotychczas wszystkie były w plastikowych.
Szampon jest przezroczysty jak woda i dosyć gęsty ale nie jest to przesadna gęstość. Zapach ma dosyć delikatny, owocowy. Obficie się pieni i dobrze oczyszcza włosy i skórę. Jednocześnie, co dla mnie jest bardzo ważne, jest delikatny. Nie drażni skalpu i nie powoduje uciążliwego swędzenia ani pieczenia. Byłam przekonana, że skoro ten szampon jest taki delikatny, to pewnie nie poradzi sobie ze zmyciem oleju z włosów. Okazało się, że się myliłam. Dwukrotne umycie szamponem wystarczyło do całkowitego usunięcia oleju. Jak większość szamponów tak i ten plącze włosy, chociaż mam wrażenie, że plącze je w mniejszym stopniu niż inne, a więc często używam go solo czyli bez odżywki. Po wyschnięciu włosy ładnie się błyszczą, są leciutko uniesione u nasady i dobrze się układają. Moje włosy go polubiły i myślę, że warto do niego wracać.



Jednak nie wszystko było tak pięknie. Szampon spisał się świetnie ale zawiodło opakowanie, a konkretnie pompka przy butelce. Pompka w ogóle nie dała się uruchomić. Można było tylko odkręcić zakrętkę razem z pompką i wylewać szampon bezpośrednio z butelki. Nie skorzystałam z tego rozwiązania gdyż butelka ma dosyć duży otwór i w miarę precyzyjne dozowanie szamponu byłoby mało prawdopodobne. W tej sytuacji przelałam go do butelki po innym szamponie ale, niestety, już plastikowej. Mam nadzieję, że jeśli za jakiś czas kupię następną butelkę tego szamponu, to takich niespodzianek z pompką nie będzie.

Skład szamponu:


   
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...