niedziela, 30 czerwca 2013

LOVE ME GREEN - małe podsumowanie.



                W końcu kwietnia br. otrzymałam propozycję współpracy od producenta kosmetyków LOVE ME GREEN. Zgodziłam się na tę współpracę i w maju otrzymałam przesyłkę zawierającą cztery pełnowymiarowe opakowania kosmetyków i próbki. Wczoraj napisałam recenzję ostatniego z tych kosmetyków.

Zazwyczaj, po zakończeniu współpracy, nie robię żadnych podsumowań. Jednak tym razem uważam, że jest to potrzebne. Zaraz wyjaśnię dlaczego.

Jak zazwyczaj bywa przy takich współpracach, kosmetyki do testowania otrzymałam nieodpłatnie. Jednak fakt, że za nie nie płaciłam nie powoduje, że przestałam logicznie myśleć, wyciągać wnioski, zadawać pytania. 

Do czego zmierzam? Przede wszystkim do ustalenia kto jest producentem kosmetyków LMG. Na stronie sklepu internetowego (klik) możemy przeczytać, że są to kosmetyki francuskie ale nie jest podana nazwa francuskiego producenta. Na opakowaniu każdego z kosmetyków też widniej napis "made in france". Chcąc to wyjaśnić wysłałam maila do przedstawicielki firmy z zapytaniem o producenta. Odpowiedź dostałam taką, jaką dostała Łucja z Agulkowego Pola (klik) tzn. że nie mogą ujawnić nazwy francuskiego laboratorium ze względu na konkurencję. Wolne żarty. Czyżby konkurencja dotyczyła tylko producenta tych kosmetyków? Wszak każdy producent kosmetyków czy czegokolwiek innego zmaga się z konkurencją. Takie są prawa kapitalizmu. Poza tym prawo nakłada na producentów kosmetyków obowiązek umieszczania na opakowaniach jednostkowych swojej nazwy i adresu. I tu mamy ten wymóg prawny spełniony. Spójrzmy:


To jest dno butelki zawierającej balsam do ciała LMG.



Dno butelki z szamponem.



Dno butelki z olejkiem.





Fragment tubki z kremem do rąk.

Jeśli na opakowaniu kosmetyku umieszczona jest nazwa i adres tylko jednej firmy, to oznacza, że ta właśnie firma jest producentem kosmetyku. Kto więc produkuje kosmetyki LMG? Odpowiedź jest prosta, tym producentem jes EVOLVE Sp. z o.o. Sp.K z Piaseczna. Być może firma EVOLVE współpracuje z jakimś francuskim laboratorium, korzysta z ich usług, być może na zasadach podwykonawcy, ale czy to oznacza, że te kosmetyki są francuskie? Czy jeśli firma produkująca samochody Mercedes otworzy ich montownię w Polsce to będzie to oznaczało, że Mercedes jest polskim samochodem? Chyba nie. Podobnie jest z kosmetykami.

W mailu, który otrzymałam jako odpowiedź na moje pytanie o producenta są takie fragmenty

"Firma Evolve z Piaseczna jest dystrybutorem kosmetyków w Polsce i w innych krajach i to właśnie ona zamówiła polskie kody kreskowe."

A dalej:

"Bardzo długi czas poszukiwaliśmy laboratorium, w którym moglibyśmy produkować nasze kosmetyki. W końcu nam się to udało, a nie było to łatwe ze względu na dużą konkurencję. W związku z tym pragniemy zachować w tajemnicy nazwę i położenie tego laboratorium."

Czy nie uważacie, że te dwa fragnenty przeczą sobie nawzajem? Z pierwszego wynika, że spółka Evolve jest tylko dystrybutorem kosmetyków LMG. W takim razie na opakowaniach powinna być umieszczona nazwa i adres francuskiego producenta oraz nazwa i adres polskiego dystrybutora.
Drugi fragment wyraźnie wskazuje, że producentem jest spółka z Piaseczna, bo co innego oznacza stwierdzenie: "Bardzo długi czas poszukiwaliśmy laboratorium, w którym moglibyśmy produkować NASZE (podkr.moje) kosmetyki." ? 

I jeszcze sprawa certyfikatu. Producent twierdzi, że kosmetyki LMG produkowane są zgodnie ze standardami ECOCERT. Powstaje więc pytanie dlaczego te produkty nie posiadają certyfikatu, skoro spełniają wszystkie wymogi ECOCERT-u? Dla mnie to jest dziwne. Może jednak te wymogi nie są tak całkowicie spełnione? 

Następne pytanie jest takie. Po co to całe zamieszanie z certyfikatem, na który kosmetyki LMG zasługują ale go nie mają, z tajemniczym (może wirtualnym?) francuskim producentem? O co tu chodzi? No cóż, znane powszechnie porzekadło mówi, że jak nie wiadomo o co chodzi, to znaczy, że chodzi o pieniądze. 
Wszystkie zauważyłyśmy, że te kosmetyki są drogie. Powiedzmy sobie szczerze, ile osób zgodziłoby się zapłacić 100 zł np. za krem do twarzy wiedząc, że jest on ponoć naturalny, ale nie posiada żadnego certyfikatu i produkowany jest przez nieznaną (przynajmniej z produkcji kosmetyków) spółkę z Piaseczna? Chyba niewiele. Co innego jeśli jest to krem francuski. Wszak francuskie kosmetyki od dawna cieszą się dobrą opinią i klientki chętniej zapłacą za nie wysoką cenę. 

Według mnie cała ta dziwna sytuacja ma wszelkie znamiona tzw. marketingowej ściemy obliczonej na naiwność potencjalnych klientek i, niestety, nas, blogerek. Bo niby co usprawiedliwia tak wysokie ceny? Certyfikatu nie ma. Nie zauważyłam też, żeby w składach kosmetyków roiło się od jakichś wyjątkowo drogich składników. Jeśli już jest jakiś drogi składnik np. olej arganowy to jest on raczej nisko w składzie, czyli jest go niewiele. Myślę, że ceny te podyktowane są po prostu chęcią dużego zysku na kosmetykach, które oceniam pozytywnie, ale na tak wysokie ceny nie zasługują. 

Taka dziwna polityka marketingowa firmy, pełna tajemnic i niejasności podkopuje zaufanie i do niej i do jej produktów. Skoro, na dobrą sprawę, nie wiadomo czy jest ten francuski producent, czy też go nie ma, to powstają i inne wątpliwości np. co do składów kosmetyków (brak certyfikatu, na który, ponoć, zasługują).

Ciekawa jestem, co Wy o tym wszystkim myślicie?





 

12 komentarzy:

  1. Ja już napisałam co o tym myślę. Być może kiedyś, jeśli kosmetyki jeszcze będą na rynku i będą oznaczone certyfikatem Ecocert, sięgnę po nie. Obecnie mówię tej marce zdecydowane NIE. Z kilku powodów. Moich wątpliwości korespondencja z firmą nie rozwiała. Wprost przeciwnie. Pojawiły się nowe pytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też nie przekonali. Przecież to ich tłumaczenie jest bez sensu. Na zakupy też się do tego sklepu nie wybieram.

      Usuń
  2. Marka ta to dziwna sprawa....tez mam podobne dylematy. Same kosmetyki nie są złe ale cała ta otoczka wokół nich jest co najmniej podejrzana.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedno jest pewne, przez to kręcenie są spaleni. Nie podoba mi się to wszystko i na pewno nie sięgnę po te kosmetyki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie zamierzam zostać ich klientką.

      Usuń
  4. Całkowicie się z Tobą zgadzam! Szkoda, że firma tak mota, bo mieliby szansę. Ana ten moment jestem już zrażona. Co więcej, sądzę, że takich osób będzie więcej...
    pozdrawiam
    http://kosmetycznawyspa.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. A jeszcze interesujące jest to, że kosmetyki "francuskie", a nazwa firmy i opis na nich po angielsku;) A Francuzi, tak bardzo kochają swój język, że wcale nie lubią rozmawiać w innych językach, nawet po angielsku, tym bardziej dziwi, że zakochani w swoim języku umieszczają wyłącznie angielskie opisy...

      Usuń
    3. Trafne spostrzeżenie. Używam aktualnie francuskiego kremu do twarzy i jest tak jak piszesz tzn. napisy na słoiczku są po francusku.

      Usuń
  5. Brawo :) Bardzo ładne podsumowanie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawa sytuacja, tak jak mowisz... Ciekawie ile faktycznie jest w tym prawdy a ile kłamstwa. Podsumowanie godne uwagi. Wysłałabym na koncu tego posta tej samej Pani , wraz z naszymi komentarzami :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...